Tatrzańska Jesień 2004

Witajcie,
Długi weekend za nami. Jarema przywitała pierwszy śnieg tego roku (w Tatrach padało już wcześniej ale nas tam nie było). Na dobre sypnęło po południu w sobotę, ale w piątek przy bezchmurnej pogodzie i mali i duzi dotarli do Murowańca na Hali Gąsienicowej. Widoczność przepiękna, Tatry jak na dłoni, tak że nie tylko dzieci były zachwycone. Wszystko przyprószone śniegiem - niestety gdzieniegdzie na kamieniach sporo lodu - temperatura w cieniu ujemna, a na słoneczku miłe ciepełko. Wyruszyliśmy Dol. Jaworzynki, powoli pnąc się na przełęcz pomiędzy Królowymi. Tam roztoczył się wspaniały widok na otoczenie Kotła Gąsienicowego. Potem do Murowańca na małe co nieco. We czwórkę Julia, Ola, Krzyś i Ja wybraliśmy się do Stawu Gąsienicowego, pozostali z najmłodszymi Igą, Asią i Igorem udali się w drogę powrotną droga do Brzezin (przewidywaliśmy, że przed zmrokiem nie uda się zejść z gór, a ta droga zapewnia największe bezpieczeństwo). To wspaniałe miejsce pozwalające młodym turystom na niemal dotknięcie tatrzańskich turni. Łapał słaby mróz i staw zaczął pokrywać się cienką warstwą przeźroczystego jak szkło lodu.

Ok. 15.30 zaczęliśmy wracać, również do Brzezin. Niemal całą trasę robiliśmy przy świetle latarki (dziewczyny trochę obawiały się niedźwiedzi, ale one, wietrząc rychły atak śnieżnej zimy, poszły już pewnie spać). W Brzezinach busik do Ronda i do domku na spotkanie z pozostałymi.

W sobotę Dolina Kościeliska. W połowie zaczął padać deszcz, by po dwóch godzinach przejść w śniegodeszcz, a potem w śnieg. W schronisku na Ornaku tłok, ale szarlotka na ciepło jest wyśmienita. Nie polecam za to grzanego wina rozcieńczanego na pół albo i lepiej z woda - brrr. Mocno przemoczeni wracamy (dzieci bryczka) Wieczorem śniegu jest tyle, że wychodzimy zbudować pierwsze tego sezonu bałwany.

Niedziela - dzień wyjazdu, ale nie tak szybko, tylko Ewa z Wojtkiem zdecydowali się wracać już rano. Zimowa sceneria, drzewa uginające się pod ciężarem śniegowych czap i nadzieja na rozpogodzenie kazała jeszcze trochę pozostać w górach. Jedni udali się do Dol. Strążyskiej, a pozostała gromadka na Gubałówkę. Dzieci były w swoim żywiole: fikołki, orzełki, wojny na śnieżki, a potem wyszło słoneczko. Tuż przed zjazdem w dół kolejką (nowe wagoniki ze szklanym dachem) odkryła się panorama Tatr. Wszystko to spowodowało, że wyruszyliśmy w drogę dopiero ok. 14.30.

Mieszkaliśmy w starym zabytkowym domu z 1925 r. przy Bulwarach Słowackiego. Zajmowaliśmy sami jedno piętro (ostatnie) i było całkiem przyzwoicie, czysto i ciepło, łazienki nowe w pokojach. Punkt wypadowy niezły: do Ronda 5 minut, pod Skocznię 10, a na Krupówki ok. 15-20.

W Zakopanem tradycyjnie spory tłok, w knajpach brak miejsc, a jedzenie regionalne na jedno kopyto. Standardem jest góralska muzyka na żywo i olewający kelnerzy w strojach ludowych. Tłok był w zasadzie tylko na Krupówkach, a im dalej tym ciszej i spokojniej.

Podróż do Zakopanego bez problemów, pomimo kilku objazdów i robót drogowych (jechaliśmy trasą katowicką, Jaworzno, Wadowice, Skomielna, Zakopane). Gorzej z powrotem. Za Nowym Targiem tłok 20 km/h. Jeszcze przed Skomielną uciekamy w bok do drogi na Wadowice, która też nie jest juz taka luźna jak kiedyś. Na katowickiej najgorzej było między Siewierzem a Częstochową (zwężenia i roboty drogowe) potem już gładko do przodu i o dziwo już ok. 21 w Raszynie nie było korka.

Niestety, co dobre szybko się kończy ale zostają niezapomniane wspomnienia. Tatry na przełomie jesieni i zimy są piękne jak zwykle. Cieszy, że w tak licznej grupie mogliśmy się cieszyć ich widokiem. Budujący jest zapał Jaremy Junior do zdobywania górskich szlaków.

Pozdrawiam Radek

Statystyka:
Jaremowska impreza nr 200
Tatrzańska Jesień 2004; 11-14 listopada 2004; osób 15 (8 dorosłych i 7 dzieci); Zakopane-Tatry.
Organizatorzy: Iza i Radek Tabak