Dolny Śląsk - atrakcje nie tylko podziemne (2008)

Prawie cały sierpień spędziliśmy we Wrocławiu, gdzie Artur podjął nowe służbowe wyzwania. Pomimo niesprzyjającej pogody, weekendy staraliśmy się spędzać aktywnie, zwiedzając te najbardziej atrakcyjne spośród najmniej znanych nam miejsc Dolnego Śląska. Deszcz i chmury trochę przeszkadzały w fotografowaniu, dlatego też skoncentrowaliśmy się na atrakcjach pod dachem.

Przed nawałnicami i burzami, które dokonały największych spustoszeń również na Dolnym Śląsku, schowaliśmy się w kopalniach. Najciekawszą, w opinii nie tylko naszej, była kopalnia złota w Złotym Stoku. Po przyjeździe zaskoczyła nas liczba odwiedzających. Na szczęście parking (bezpłatny) przed kopalnią jest bardzo duży, obsługa sprawnie kieruje na wolne miejsca. Pomimo, że jesteśmy około godziny 13 nie ma już miejsc na spływ łodzią przez kopalnię (i tak nie skorzystalibyśmy, bo dzieci poniżej 7 lat nie mogą korzystać z tej atrakcji). Wejścia do kopalni są co 7 minut, ale i tak musimy zaczekać półtorej godziny. Przed wejściem konsumujemy obiad (smacznie i niedrogo, 14 zł za każde drugie danie obiadowe). Sama kopalnia dla nas jest symbolem znakomitego pomysłu na przyciągnięcie klientów. Przewodnicy opowiadają bardzo dowcipnie, atrakcją jest gnom straszący turystów. Są też opowieści o alchemikach, prezentacje szczurka Maksia, którego można pogłaskać po kościstych pozostałościach. Było to ulubione stworzenie niefortunnego naukowca, który przekonany o wynalezieniu eliksiru młodości podał nieszczęsnemu zwierzątku arszenik. Przy okazji dowiadujemy się, jakie są różnice w działaniu arszeniku i cyjanku potasu. W kopalni są też ciekawe eksponaty, których można dotknąć, a które umożliwiają porównanie np. ciężkości skał zawierających złoty kruszec. Niegdyś była jeszcze wyślizgana bryła złota, którą można było zabrać, jeśli osoba zwiedzająca dałaby ją radę podnieść. Czyżby jednak komuś się udało? A może po prostu zmiana ekspozycji?

Szczególnie interesujący jest jedyny w Polsce podziemny wodospad, poświetlony różnokolorowymi światłami. Szkoda tylko, że w Sztolni Czarnej jest tak ciasno, mało czasu i trudno jest zrobić dobre zdjęcie. Innymi atrakcjami są wysoka zjeżdżalnia, którą chętni mogą sobie zjechać (super!) oraz na koniec - przejażdżka podziemną kolejką. Trudno o bardziej pozytywny przykład przekazania obiektu turystycznego w prywatne ręce! Oczekiwanie na wejście do kopalni można sobie urozmaicić w Muzeum Minerałów, samodzielnie płucząc złoto w potoku, wspinając się na skałkę, dzieci mogą też poskakać na batucie. W okolicy znajduje się też park linowy. Bilety w cenie 13 złotych (ulgowy 10 zł, dzieci do 5 lat gratis).

Tego samego dnia pojechaliśmy do kopalni węgla kamiennego w Nowej Rudzie. Kopalnia, należąca do siostrzanej spółki, jest już nieco gorzej rozreklamowana. Po Złotym Stoku doznajemy szoku. Wchodzimy o ostatniej godzinie, ale wchodzimy z przewodniczką sami! Najpierw przewodniczka oprowadza nas po niewielkim muzeum górnictwa (kilka sal, ale z ciekawymi eksponatami). Opowiada też przystępnymi słowami o historii węgla oraz górnictwie na Dolnym Śląsku. Potem idziemy do kopalni. Kopalnia nie jest oświetlona, więc zostajemy wyposażeni w kaski oraz latarki. W samej kopalni poznajemy też przyjaznego ducha, który kroczy za nami cicho pomrukując. Opowieść jest również bardzo ciekawa, do tego dochodzi rozkosz samodzielnego zwiedzania. Nikt się nie spieszy, cała kopalnia jest dla nas! Wracamy również podziemną kolejką.
Oczekując na wejście do kopalni możemy zwiedzić ciekawą kolekcję minerałów, nieduże muzeum zabawkowych samochodzików obejmujące kabriolety, pojazdy ze szczęśliwie minionej epoki oraz obecnie topowe auta.

Ostatnią, zwiedzoną przez nas kopalnią w sierpniu, jest kopalnia Aurelia w Złotoryi. Jest to stosunkowo niewielka kopalnia, przechodzi się zaledwie 90 metrów (a może i mniej). Za to atmosfera jest omalże rodzinna, sympatyczna. Generalnie również warto zobaczyć, ale nie należy się nastawiać na zbyt wiele. Warto wziąć latarki, kaski dostajemy na miejscu. Ceny biletów: 3,50 zł, ulgowy 2,50 zł, nasze wszystkie dzieci gratis
Po wyjściu z kopalni jedziemy do niewielkiego muzeum złota w Złotoryi. Wstęp do muzeum jest bezpłatny. Ekspozycja jest niewielka i obejmuje również pozagórnicze eksponaty.

Sierpniowa pogoda nie rozpieszczała, ale nie było potrzeby chowania się przez cały miesiąc pod ziemią. Aby nie ryzykować zbytnio zmoczenia, a zobaczyć jak najwięcej, zdecydowaliśmy się poświęcić czas dolnośląskim zamkom. Oczywiście nie było możliwości zobaczyć podczas tego wyjazdu wszystkich. Nie wybieraliśmy też najciekawszych – ot, po prostu te, które w tej chwili wydawały się nam po drodze, albo też mieliśmy na nie największą ochotę.

Książ

Z zewnątrz zamek w Książu jest jedną z najpiękniejszych budowli Dolnego Śląska. Szczególnie majestatycznie wygląda ze Skały Olbrzyma znajdującej się w pobliżu parkingu. Po minięciu małego placu zabaw przechodzimy przez bramę, budynki oficyny, obecnie przeznaczone na restaurację i recepcję hotelu, dochodzimy do samego zamku.
Wnętrza zamkowe są dalekie od wspaniałości, które moglibyśmy oglądać jeszcze sto lat temu. W czasie marszu na Berlin podczas II wojny światowej w zamku stacjonowali żołnierze Armii Czerwonej, niszcząc całe wyposażenie. Spalone zostały nie tylko zabytkowe meble, żyrandole, dzieła sztuki. Podobno popiół ze zbiorów zamkowej biblioteki wyścielający jej podłogę miał metr wysokości...
Obecnie można zwiedzać większą część sal zamkowych. Spacerując wieloma korytarzami można się natknąć m.in. na windę. Sale zamkowe są urządzone w różnych stylach, ale generalnie są raczej puste. Nie dysponując zbytnio czasem zrezygnowaliśmy ze zwiedzania z przewodnikiem, które obejmuje najlepiej zachowane/odrestaurowane wnętrza.
Bilety wstępu do zamku kosztują 12 zł (wersja bez przewodnika, ulgowy – 8 zł), dodatkowo płatne jest fotografowanie (6 zł). Fotografia profesjonalna jest płatna osobno (np. zdjęcia ślubne), zakazane jest również publikowanie i rozpowszechnienie zdjęć/filmów bez zgody dyrekcji zamku.
O wiele piękniejsze od wnętrz są zamkowe ogrody. Z zadbanych, zielonych alejek podziwiamy kunszt budowniczych wspaniałych murów zamkowych.

Grodziec

Zamek Grodziec zbudowany został na wysokim wzgórzu będącym ostańcem wulkanicznym. Widoczny jest niemal z każdego miejsca w Górach Kaczawskich. Wąską dróżką, najpierw asfaltową, a potem już zwykłą ziemną dróżką przez las, wdrapujemy się autem pod same mury obronne, po czym mijamy wąską bramę i zatrzymujemy się na szerokim, obszernym parkingu.
Pierwsze historyczne wzmianki o zamku pochodzą z bulli papieża Hadriana IV z 1155 roku. Po zdobyciu i spaleniu zamku podczas wojny 30-letniej budowla popadła w ruinę. Ale w 1800 roku rozpoczęto prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne. Już w latach 30-tych XIX wieku zamek był celem wielu wypraw turystycznych i uchodził w owym czasie za pierwszy w Europie zabytek specjalnie przystosowany do potrzeb turystycznych!
Na zamkowym dziedzińcu spotykamy panie pląsające w rytm irlandzkiej muzyki folkowej, jest też kilku dworzan. Niestety, część pomieszczeń zajmują goście weselni, zagłuszający miłe dźwięki muzyki dawnej discopolowymi przebojami. Wnętrza zamkowe są ciekawe, umeblowanie nawiązuje do dawnego wystroju. Szczególnie przyjemne jest spacerowanie wąskimi krużgankami zamkowymi oraz wdrapywanie się po wąskich schodach wież. Z najwyższej wieży zamkowej podziwiać możemy krajobraz całych Gór Kaczawskich. Czujemy się, jakby za chwilę na zamek mieli przyjechać aktorzy. Zamek stanowił tło wielu filmów, przedstawień i programów. Kręcono tu m.in. „Przyłbice i kaptury”, a niedawno „Wiedźmina”.
Na dziedzińcu zamkowym czasem odbywają się turnieje rycerskie.
Bilety w cenie 7 zł (ulgowy: 4 zł). Zdecydowanie warto!

Zamek Opowieści w Pławnej

W drodze z zamku Grodziec w kierunku Jeleniej Góry przez Lwówek Śląski zatrzymujemy się w Pławnej. Jest to stosunkowo spora wieś, w której stosunkowo niedawno, bo w zeszłym roku, został zbudowany całkiem nowy zamek - zupełnie z innej bajki. I rzeczywiście jest to bajkowy zamek. Zamek w którym straszy i który mrocznymi opowieściami przypomina o ciemniejszych losach nie tylko Dolnego Śląska.
Bilety wstępu w cenie 10 zł. Jest to jedno z bardzo niewielu miejsc i atrakcji nie posiadających własnej strony internetowej!
Wracając z Pławnej udajemy się na posiłek. Jesteśmy tuż nad Jeziorem Modrym na Bobrze, u podnóża Wieżycy. Znajduje się tam schronisko „Perła Zachodu”, pięknie położone ponad stromym urwistym brzegiem jeziora. Choć zamkiem nie jest, jego położenie trochę przypomina dolinne zamki. Konsumujemy tu duży i bardzo smaczny obiad (15-18 zł za porcję). Postanawiamy wrócić tu wkrótce, tym bardziej, że ceny noclegu (30 zł) również nie odstraszają, a warunki są bardzo dobre. No i blisko do wielu atrakcji Gór Kaczawskich.

Chojnik

Ten zamek znajduje się już na terenie enklawy Karkonoskiego Parku Narodowego. Po krótkim, choć momentami stromym dla dzieci podejściu dochodzimy do okazałych ruin zamku. Dziedziniec opanowany został przez kuszników startujących właśnie w turnieju o Złoty Bełt. Finał jest szalenie emocjonujący. Kusznicy mierzą dokładnie, raz po raz trafiając w coraz mniejsze jabłka. Na dziedzińcu rozmawiamy z wieloma dwórkami, podziwiamy rycerzy. Piotrek w hełmie i z mieczem w ręku rozgrywa pojedynki z młodą dwórką, która miecz przekłada ponad kądziel. Na scenie występuje teatrzyk prezentując bajkę o rybaku i złotej rybce z wieloma współczesnymi wtrętami polityczno-obyczajowymi. Po wejściu na wieżę zamkową podziwiamy panoramę Karkonoszy. Doskonale widoczne jest główne pasmo gór, wraz ze Śnieżką.
Spieszymy się schodząc na mury zamkowe, bowiem zaraz rozegrać ma się wielka bitwa, podczas której nieprzyjacielscy rycerze atakują zamek Chojnik. Załoga broni się dzielnie, obok mieczy używając bogato armat i łuków. Ostatecznie nad polem bitwy triumfuje Śmierć, spacerując wśród poległego rycerstwa. Impreza trwa przez cały dzień. Aż szkoda wyjeżdżać, przecież ledwie się zmierzcha.
Bilety wstępu w cenie 4 zł (ulgowy 2 zł). Opłata za parking – 10 zł/dzień. Koniecznie należy jeszcze wykupić bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego.

Do większości opisanych zamków zapewne wkrótce wrócimy. Nie polecamy jedynie korzystania z zamkowej restauracji na Chojniku. Porcje małe, odwrotnie proporcjonalne do ceny. Za to w Grodźcu poza kiełbaską trudno coś skonsumować. Infrastruktura turystyczna przedstawia jeszcze sporo do życzenia...

Malwina, Artur, Piotruś, Agnieszka i Alicja