Norwegia i Szwecja (2010)

Cześć!

Mailuję do Was z Norwegii z kempingu w Kvikne. Muszę zaprotestować - nieprawda jest, jakoby w Norwegii padały jakieś deszcze, lub by na niebie były chmury. Opowieści Baltazara o deszczowym Fiordlandzie albo Saturatora o zimnym, wietrznym i pochmurnym parku Rondane nijak się maja do obecnej bezchmurnej, cieplej i słonecznej pogody.

Od 8 dni podążamy od Sztokholmu (dokładniej od promu z Gdańska, który wysadził nas w Nynashamn). Po zwiedzeniu zamku Gripsholm (taki Krzyżtopór, gdyby nie było potopu) oraz kopalni miedzi w Falun (bardzo ciekawa podziemna trasa), pojechaliśmy dalej na północny zachód aż do zdecydowanie wartych odwiedzenia parków narodowych pogranicza Szwecji i Norwegii. Szczególnie zauroczył nas Rogens Naturreservat . Wczoraj odwiedziliśmy miasteczko górnicze Roros (na liście UNESCO).

Nocujemy w namiocie trochę na kempingach, trochę na dziko. Jest całkiem fajnie. Dziewczyny najbardziej radują się z bardzo licznych i porządnych placów zabaw.

Po pierwszym tygodniu spędzonym w Szwecji przejechaliśmy do Norwegii, najpierw Roros i potem skierowaliśmy się do Fjordlandu. Nadal mieliśmy przepiękną pogodę. Zjazd do pierwszego fiordu (od Oppdal doliną Sundal) robi niesamowite wrażenie. Góry mają 1500 metrów przewyższenia z obu stron doliny, i widać sporo niewielkich wodospadów. Naszym celem był wodospad Mardalsfoss. Ten wodospad - reklamowany jako najwyższy w Europie Północnej - w poprzednich wyjazdach do Norwegii zawsze był jakoś nie po drodze. A warto go obrać jako cel główny, gdyż rzeczywiście robi niesamowite wrażenie. Warto też sprawdzić datę - gdyż woda jest tylko 2 miesiące w roku od 20 czerwca do 20 sierpnia - a potem zabierają wodę do elektrowni wodnej. My zdążyliśmy :) . Wędruje się ok. 45 minut dziką ścieżką przez las bardzo przypominający lasy Nepalu, by wyjść do stóp wodospadu.

Kolejny dzień to znów ponad 20 stopni i bezchmurne niebo. Przejechaliśmy wysoką drogą, która od Mardalsfoss wznosi się na fjell na prawie 1000 metrów. Niezwykły jest kontrast tundry na górze i ciepłego morskiego klimatu z bujną roślinnością nas fiordem.

Następnym celem było odwiedzić dolinę Innerdalen - "najpiękniejszą dolinę Norwegii". Wkrótce dowiedzieliśmy się, dlaczego tak nazywają to miejsce. Najzwyczajniej - zamiast typowych norweskich gór o spłaszczonych wierzchołkach - dolinę Innerdalen otacza kilkanaście gór jak skalne zęby, w tym jedna najpiękniejsza, przypominająca Matterhorn. To masyw Trollheimen - świetne miejsce na wędrówki górskie. Sama dolina Innerdalen jest prawie na poziomie morza, są w niej piękne jeziorka i schronisko, natomiast szczyty górują ponad tysiąc metrów nad nami jakbyśmy byli w olbrzymiej katedrze.

Zatęskniliśmy za oceanem. Jest takie miejsce - droga atlantycka - gdzie smak i zapach oceanu powinien być wszechobecny. Droga długości 8 km poprowadzona praktycznie po otwartym Atlantyku.

http://no.wikipedia.org/wiki/Atlanterhavsveien

Ale oczywiście była piękna, bezwietrzna pogoda i Atlantyk miał fale jak jezioro Śniardwy. Wrażenia mizerne. Ciekawszy był nieodległy kościół drewniany typu stav z XIV wieku w Kvernes oraz bunkry z II Wojny Światowej w miejscowości Bud.

W końcu pogoda przypomniała sobie o tym, że to Norwegia. Od tej pory systematycznie się ochładzało i coraz więcej padało aż do końca wyjazdu.

Skierowaliśmy się w najpopularniejsze rejony Fiordlandu. Droga Trolli, rejon Tafjord. Potem w deszczu Geirangerfjord. Pół dnia słońca wykorzystaliśmy na zwiedzenie doliny pod lodowcem Kjendalsbreen - zdecydowanie warto - o ile lodowiec jest taki sobie, to dolina przecudna, z wodospadami i jeziorami o turkusowej wodzie. Moim zdaniem Kjendalsbreen to najpiękniejsza dolina u stóp największego norweskiego lodowca (Jostedalsbreen), ładniejsza od widzianych przeze mnie wcześniej Briksdal, Nigards itd.

Po południowej stronie lodowca jest Muzeum Lodowców. Warto to miejsce odwiedzić - są bardzo autentyczne, multimedialne prezentacje - o zmianach klimatycznych. Jest sztuczny lodowiec pod którym można powędrować słuchając jak trzeszczy. Dziewczyny się bały strasznie - ale dały radę. Na koniec jest film szerokoekranowy - sfilmowany lodowiec i jego jęzory - filmowane głównie z helikoptera lecącego tuż nad lodowcem. Wrażenie jakby się naprawdę poleciało na helikopterową przejażdżkę.

Kolejny dzień to znów pół dnia słońca - akurat by zwiedzić najcenniejszy Norweski kościółek stav w Urnes. To najwspanialszy norweski kościół, od 1130 roku praktycznie w niezmienionej formie. Gdy się depcze drewniany próg z drzewa ściętego 900 lat wcześniej odczuwa się jakiś magiczny szacunek do tego miejsca. Przewodnik opowiada przez godzinę przeróżne ciekawostki, które trzymają w napięciu - a kościółek jest malutki jak najmniejsza cerkiewka Beskidu Niskiego.

Stamtąd - już w deszczu - przejechaliśmy górską drogą do Ovre Ardal i dalej najdłuższym drogowym tunelem świata (24,5 km, w środku 3 duże komory do zatrzymania się z niebieskim - kosmicznym podświetleniem) do fiordów Aurlands i Neroy - ten drugi fiord jest na liście UNESCO jako najpiękniejszy - jest wyjątkowo wąski i kręty. Warto zajrzeć do doliny Undredal, kończącej się piękną osadą nad fiordem. Cisza, woda i wielkie góry, a do tego małe domki malutkiej wioski i malutki kościółek.

Kolejne pół dnia słońca i zwiedziliśmy dwie ciekawe doliny, przez które można przejechać samochodem po płatnych, gruntowych, prywatnych drogach i gdzie można rozbić sobie na dziko namiot.

Czas opuścić fiordy. Podążyliśmy na południe drogą nr 50, na której są tunele w kształcie wznoszącej się spirali. Pogoda się psuła i nocleg w okolicy Geilo był najzimniejszym naszym noclegiem (ok. zera w nocy i mokro). Dalej zajrzeliśmy jeszcze do 3 kościołów stav - w Uppdal, Nore i Heddal. Wszystkie 3 ładne, ale już nie to samo co Urnes.

Piątkowym wieczorem Iwonka z dziewczynami wsiadły do różowego samolotu Wizzair z Oslo do Warszawy. A ja? Krótka noc na kempingu nadmorskim i o 8 rano w sobotę prom do Danii (Larvik-Hirtshals), i już tylko 1400 km szybkiej jazdy do Warszawy - wyrobiłem się w 15 godzin - czyli byłem przed 3 w nocy w domku.

A potem pogoda w Norwegii całkiem się popsuła. 3 dni po naszym powrocie w Oslo było poniżej 10 stopni w dzień, prawie zero w nocy, deszcz. Dlatego Norwegia jest piękna, ale ma wredną pogodę. Jeśli się dobrze trafi - to najwspanialsze miejsce na wakacje.

Pozdr.
Jurek