Słowacja: Dzień niepodległości w Tatrach Słowackich (2008)

8-11 listopada 2008

W tym roku postanowiliśmy świętować w Tatrach Słowackich, a konkretnie w Smokovcu. Choć wcześniejsze prognozy nie były zachęcające, im bliżej weekendu stawało się jasne, że słonko będzie ochoczo przyświecało. Więc we czwartek podjęliśmy decyzję i zarezerwowaliśmy nocleg. Wybór słowackich Tatr jest oczywisty, tak z powodu, iż jest to południowa, a więc cieplejsza strona tych gór, jak i z uwagi na zdecydowanie mniejszą ilość ludzi (tak mniej więcej w stosunku 1:1000) niż w po polskiej stronie. 

Wyjechaliśmy rano w sobotę. Postój w Oświęcimiu na obiadek, a potem nową trasą przez Porąbkę i Międzybrodzie do Suchej Beskidzkiej. Tu okazało się, że trasa przez Maków i dalej do Skomielnej jest mocno ciasna, toteż przeskoczyliśmy do Zubrzycy (ale nie przez Zawoję i Krowiarki, ale jakąś małą bardzo malowniczą dróżką, za to bez konieczności wspinania się na wysoką przełęcz). Potem przez Czarny Dunajec i Nowy Targ do Białki i dalej do Jurgowa (doskonałe, niemal płaskie przejście na Słowację). Ok 17.00 byliśmy na miejscu. Większość knajpek nieczynna, ale znaleźliśmy Kolibę Zbójnicką z dobrą kuchnią i miłą obsługą.

W niedzielę wybraliśmy się na pierwszą wycieczkę ze Smokovca do Velickiego Plesa (Śląski Dom), a następnie pod Gerlachem (magistralą tatrzańską) do Batizovskiego Plesa. Trochę chmur, słońca i wiatru, ale bardzo sympatycznie. Ekstremalnie zrobiło się na zejściu, gdy zapadł zmrok, ale dzieci dzielnie dawały sobie radę na stromej ścieżce przez las w Batizovskiej Dolinie. Do tego świadomość, że w górach jesteśmy ostatnimi turystami - super. W Vysznych Hagach złapaliśmy kolejkę TEZ i na obiadek do Koliby. Szef sali zaproponował płonący tatranski czaj - też ekstremalne przeżycie (ok 80 %). Trasa wyniosła ok. 18 km oraz 900 m przewyższenia. Trochę to odczuliśmy w kościach, ale widoki niezapomniane, szczególnie gra światła zachodzącego słońca na skałach Gerlacha schodzących do jeziora. 

W poniedziałek poszliśmy w drugą stronę ze Smokovca przez Hrebienok do Chaty Zamkovskiego, a następnie nad Łomnickie Pleso pod Wielką Łomnicą. Pogoda wspaniała całkowicie bezchmurnie, wspaniała widoczność, a do tego podobnie jak poprzedniego dnia minimalna ilość ludzi. Pod Łomnicą szok - jeziora prawie nie ma. Jeszcze dwa lata temu było pełne wody, a teraz została kałuża po kostki. Na koniec mozolne zejście do Tatrzańskiej Łomnicy - też bez konkurencji. Trasa trochę krótsza ok. 16km i niespełna 800m przewyższenia. Jedna uwaga: kolejki (terenowa na Hrebienok i gondolowa pod Łomnicę) w remoncie posezonowym, wiąże się to też z zamknięciem restauracji pod Łomnicą, która należy do TLD (Tatranske Lanowe Drahy). Jak działają można np. kupić bilet kombinowany - wjazd na Hrebienok zjazd do Tatrzańskiej Łomnicy lub odwrotnie. To pozwala oszczędzić wiele siły (300m podejścia i 700m zejścia.)

We wtorek 100% słońca i pełen relax. Aquapark w Popradzie. Świetnie wyposażony obiekt tylko znacznie mniej atrakcyjnie (przedmieście koło linii kolejowej) położony niż np "Tatralandia" pod Liptowskim Mikulaszem. Nie muszę dodawać, że dzieci były w siódmym niebie.

Potem powrót trochę dziwną trasą, bo przez Białkę, Ochotnicę, Nowy Sącz (ale objazdem), a potem przez Gródek n/Dunajcem, Dąbrowę Tarnowską, Starachowice do Radomia. Dotąd jechaliśmy niemal pustymi drogami, uważając na sarny i zające. Od Radomia też nie było źle i to pomimo, iż pomiędzy Białobrzegami a Grójcem nadal trwa budowa dwupasmówki. 

W sumie dość pracowity, ale miły weekend. Słowacka strona Tatr jest pusta i spokojna, turystów na lekarstwo, a w Kolibie miejsca można wybierać, za to pogoda wspaniała.

Za Jaremu
Radek Tabak z rodzinką