"No i jak było? Udało się? Warto było pojechać?"
Tak brzmią pierwsze pytania, jakie już od miesiąca zadają nam spotykani Jaremowicze.

Minął miesiąc od wyjazdu, a ja właśnie siadam do spisywania wrażeń. Ale przecież tyle się wokół dzieje ciekawego..., że kiedy tu pisać? :)
W międzyczasie zdążyliśmy już zawędrować naszą ulubioną, znaną Wam z pokazów w Jaremie "Litewską ścieżkę", zrobić szybki wypad do Gdańska i odwiedzić plażę na Stogach, pokiwać się na koncertach festiwalu "Kasztelania" w Sierpcu i poogniskować nad jeziorkiem, na podsierpeckim "Rancho Konik"...  A to przecież jeszcze nie koniec lata.

Pomysł wyjazdu na Spotkania Folkowe "Z wiejskiego podwórza" do Czeremchy, zrodził się jako swoisty suplement do niedawnego wyjazdu i ogniska Jaremy w Puszczy Białowieskiej. Wtedy właśnie okazało się, że dwa dni to zdecydowanie za mało na to, żeby odwiedzić wszystkie białowieskie atrakcje. Nie mówiąc już o mało znanej, a urokliwej okolicy białoruskiego pogranicza. A do tego, unikalne w stolicy występy kapel folkowych; rodzimych i tych zza wschodniej i południowej granicy. Postanowiliśmy więc wykorzystać okazję.

Teren, który chcieliśmy spenetrować, to najbliższe okolice Puszczy Białowieskiej, dolina górnej Narwi na północ od puszczy oraz obszar na południe od niej, aż do doliny Bugu w okolicach Mielnika. Jako miejsce noclegów, wieczornych ognisk oraz bazę wypadową dla codziennych wycieczek wybraliśmy uroczą, wiejską kwaterę "U Pani Niny" we wsi Grabowiec koło Dubicz Cerkiewnych.

I tu trzeba napisać kilka słów o kwaterze, bo nie jest to taka zwyczajna agroturystyka.
Do swojej dyspozycji dostaliśmy wyjęte żywcem z XIX wieku, drewniane gospodarstwo, w samym środku podlaskiej wioski. Drewniana chałupa z ozdobnymi okiennicami. Wewnątrz: niebieskie ściany zdobione rustykalnymi malowidłami; na ścianach białoruskie ręczniki, ikony; na podłogach podlaskie chodniki; ręcznie haftowane poszewki na poduszki, obrusiki, narzuty, firaneczki... Chałupa zaopatrzona w tradycyjne piece kaflowe, kuchnię z piecem oraz ... zupełnie współczesną łazienkę z prysznicem i toaletę (jednak z bieżącą wodą ;)). Obejście w stylu dawnej zagrody podlaskiej - chałupa bliżej drogi, za nią podwórze z zabudowaniami gospodarskimi (zabytkowe, drewniane: stodoła, obory, komórki pełne porąbanego drewna, studnia...) - prawdziwy skansen!!! Pośrodku podwórza miejsce na ognisko z ławeczkami. W całym gospodarstwie miejsc noclegowych, gdzieś dla 12-15 osób. Luksusów jednak próżno szukać. Pani Nina - mieszkająca w sąsiedniej wsi starsza kobiecina w zdobionej chuście na głowie - pozostawia całe obejście pod opieką przybyszów, prosząc by w czasie swojego pobytu, poczuli się prawdziwymi gospodarzami. W niewielkim sadzie, czerwienią się na drzewkach wiśnie i czereśnie, a uczynni sąsiedzi co ranek, podrzucają pod drzwi świeże mleko "prosto od krowy" i truskawki "prosto z pola". W zamian za to, nasza "folkowa" ekipa raczyła co wieczór okolicznych gospodarzy ogniskowymi śpiewami z wiejskiego podwórza, aż do późnej nocki. Ale w końcu świętojańskie, czerwcowe nocki to najkrótsze noce w roku.

Jednak tak naprawdę prawdziwe muzykowanie, śpiewy, tańce i wspólna zabawa odbywały się w te dni w Czeremsze.
Spotkania Folkowe "Z wiejskiego podwórza" ściągają co roku do Czeremchy, osady tuż przy granicy z Białorusią, najbardziej zagorzałych miłośników muzyki folkowej - radosnej zabawy w rytm muzyki i śpiewów, inspirowanych wielonarodową kulturą i tradycją ludową. Na program dwudniowej imprezy składały się: koncerty zespołów folkowych, wystawa unikalnych, starych fotografii (Podlasie lat 20-tych i 30-tych) oraz wioska folkowa, a w niej: drewniane wiaty z warsztatami bębniarskimi i tanecznymi, potrawami regionalnej kuchni, pokazami garncarstwa, kowalstwa i plecionkarstwa; stoiskami rękodzieła ludowego; wydawnictwa z muzyką folkową i ludową, śpiewniki... Zabrakło jedynie pokazów slajdowych  (pole do popisu na przyszły rok dla Jaremy ;)
Część koncertów odbywała się w sali Ośrodka Kultury, większa część - na dużej scenie w plenerze. Repertuar i style muzykowania bardzo urozmaicone, tak jak i publika złożona z wszelkiej proweniencji folkowych przybyszów; całych rodzin i grupek mieszkańców Czeremchy i  okolicznych wiosek; gminnych notabli, dziennikarzy; muzykantów; kolorowych folkowych "dzieci kwiatów", a także roztańczonych maluchów, radośnie pląsających pod sceną ... Prawdziwie ludowy festyn - niezawodny browar Łomża, kiełbaski, nocne tańce w deszczu (plener) albo pomiędzy krzesełkami (sala).

A na scenach grali i śpiewali:
* Sarakina - klimatyczna muzyczka z pogranicza folku, jazzu, muzyki poważnej i sakralnej w aranżacjach bułgarskich i macedońskich;
* Odpust Zupełny - "zespół muzyki dawnej inaczej", nawiązujący do czasów średniowiecznych trubadurów, tradycji pieśni rybałtowskich i rycerskich...", w folkowych aranżach i ogniskowych klimatach (główna nagroda na tegorocznym Festiwalu Muzyki Folkowej "Nowa Tradycja");
* miejscowa Czeremszyna - skoczne, ludowe kawałki w "tutejszej gwarze chechłackiej" (specyficzna mieszanka ukraińskiego, białoruskiego i polskiego); piosenki ukraińskie, białoruskie i łemkowskie, aranżowane na akordeon, gitarę, mandolinę, sopiłki (rodzaj fletu ukraińskiego), bębny oraz bas-bałałajkę;
* Orkiestra Na Zdrowie - żywiołowe folk-reggae z ekologicznymi tekstami i pod wodzą kultowego barda Jacka Kleyffa (nocny trans na świeżym powietrzu);
* Hosadyna - młoda ekipa folkująca w tradycyjnych klimatach łemkowsko-ukraińsko-słowackich;
* białoruski Pałac - współczesny folk wykorzystujący motywy z białoruskich pieśni i obrzędów;
* ukraińskie Haydamaky  - czadowe połączenie ukraińskiego folkloru z punk-rockiem, reggae, ska - pod sceną pogo, wężyki, szaleństwo...

* Kapela Duszana i Lubki Tumovej - tradycyjne, słowackie muzykowanie; liryczne, ludowe przyśpiewki przy akompaniamencie cymbałów;
* na zakończenie jeszcze tylko barwne widowisko Teatru Ognia "Klan Grus" ...
... i już spokojnie można było wracać na folkowe ognisko, granie i śpiewanie, tym razem na prawdziwym wiejskim podwórzu w Grabowcu.

Podobno już tradycyjnie, folkowcom wszedł w paradę deszcz, a w pierwszym dniu koncertu zbuntował się nawet prąd (nie ma to jak występy unplugged przy świecach ;). Ale cóż to znaczy w obliczu przemożnej chęci wspólnej zabawy? :) A zabawa była naprawdę przednia. Już teraz szykujemy się w komplecie (a zwłaszcza "ci mniejsi") na kolejne Spotkania w Czeremsze za rok.

No ale przecież nie samą muzyką, śpiewem i zabawą żyliśmy na tym wyjeździe. W chwilach wolnych penetrowaliśmy okolicę i staraliśmy się dotrzeć do miejsc, do których jeszcze żaden Jaremowicz nie dotarł :)
W puszczy, poza znanymi i lubianymi (lub też nie) miejscami i obiektami, dotarliśmy na południowy, najbardziej dziki i niedostępny obszar, tuż przy samej granicy. Poruszając się Trybem Olemburskim, dotarliśmy w najdzikszą na terenie puszczy dolinkę rzeczki Leśna Prawa. Dolina jest matecznikiem przeróżnych zwierzątek, ptaków, ostają naprawdę zapierającej dech w piersiach roślinności: łąkowej, bagiennej i leśnej. Naokoło same ścisłe rezerwaty, a poza nami żadnej "żywej duszy".
Na samym południowym skraju puszczy, odnaleźliśmy też głęboko zagubione w lesie drewniane przysiółki: Wygon i Nikiforowszczyzna - to już na pewno Białoruś ;)
W Obrębie Ochronnym Hwoźna, w pobliżu granicznej wioski Masiewo, natrafiliśmy na mini skansen leśnej kolejki (niemieckie wagoniki z Fabricke Breslau z XIX wieku) służącej do wywozu drzewa z puszczy, a w okolicach Siemianówki podziwialiśmy z wieży widokowej zachód słońca, nad rozległą w tym miejscu doliną Narwi.

Jednakże Białostocczyzna znana jest (a jeśli nie, to być powinna) przede wszystkim z uroczych, drewnianych cerkiewek. Są ich setki, nawet w najmniejszych wioskach, rozrzuconych w szerokim pasie wzdłuż granicy z Białorusią, począwszy od doliny Bugu na południu, aż po Puszczę Knyszyńską na północy. Cerkiewki - bajkowo kolorowe (pastele: błękitne, niebieskie, żółte, zielone, jasne brązy - jak z dawnych rosyjskich bajek dla dzieci), koronkowe zdobienia w stylu rosyjskim, regularne kształty i małe kopułki na szczytach, barokowe zdobienia i malowidła ścienne w środku - usadowione są wśród drewnianych gospodarstw podlaskich wiosek. Najładniejsze, z tych co widzieliśmy, są w: Koterce, Zubaczach, Milejczycach, Werstoku, Szczytach, Pasynkach, Juszkowym Grodzie, Narwi i o dziwo, aż dwie w Bielsku Podlaskim (co nas kompletnie zaskoczyło, bo stoją w środku miasta), gdzie jest jedyna w kraju szkoła malowania ikon.

Całą resztę naszych przygód, wrażeń z odwiedzonych miejsc opowiemy już tylko "ciekawym", w kameralnym gronie, nastroju folkowych nut Czeremszyny, przy slajdkach i mapach, popijając zimnego dojlidzkiego "Żuberka"  oraz tradycyjny kwas chlebowy :-)

Uroków podlaskiego, wiejskiego podwórza doznawała "folkowa" ekipa w składzie:
ci mniejsi - Iguś, Michaś, dwie Ole i Patrycja oraz
ci więksi - Agnieszka, Kasia, Jola i Michał, Ania i Piotrek.

pozdrawiamy
Ania i Piotrek

19-23 czerwca 2003