Kochani!
Zawsze po powrocie z ogniska mam naładowane akumulatory i tak też jest tym razem. Warto się zastanowić nad tym fenomenem. W końcu to coś tak wydawało by się prostego. Strzelające płomyki ognia, muzyka z gitary i grupa znajomych. Wiele godzin można tak spędzić i każda kolejna godzina jest równie wspaniała, albo i jeszcze ciekawsza. To co w końcu przynosi wszystkiemu kres to wszechogarniające zmęczenie. Gardło nie może już więcej krzyczeć i wydawane dźwięki tracą na jakości. Oczy nie mogą już patrzeć, więc się je zamyka. Żołądek nie może już przyjąć więcej piwa, więc piwo które trzymamy w ręku zaczyna się od tej ręki ogrzewać. Okolica ogniska zaczyna pustoszeć, gdyż nad ranem inni też idą spać. W końcu najwytrwalsi otrzymują nagrodę, zostaje im ogień, szum lasu i poranne mgły. Mogą bez żalu pójść spać, gdyż wiedzą, że doczekali do końca i już nic nie stracą jeśli zalegną w śpiworze.

Szczególne podziękowania należą się Piotrkowi, za to że pomimo osamotnienia, jako jedyny gitarzysta, całą noc grał i śpiewał wytrwale. Tak wytrwałe granie to trzon i podstawa udanego ogniska. Dziękuję jeszcze raz.

Było nas 26 osób (a więc mniej niż zwykle), w tym ośmioro dzieci. Niektórzy pierwszy raz. To ognisko klimatem przypominało pierwsze ogniska, kiedy też bywało mniej osób i sporo osób pierwszy raz, a nad nami wznosiły się olbrzymie drzewa. Noc w środku puszczy, gdzie tylko światło ogniska daje ciepło, to pewnego rodzaju powrót do dzikiej natury, powrót do punktu patrzenia naszych pogańskich przodków, gdy wędrowali z rodzinami przez nieprzebyta puszcze, a nocą grzali się przy śpiewie i ognisku. Wędrowały tak całe rodziny, także kobiety w ciąży i dzieci. Ciekawe, na jakich grali wtedy instrumentach?

Dziękuję wszystkim bardzo. Dziękuję, że przybyliście.

Pozdrawiam,
Jurek
+++

Witamy,
Po długim niedzielnym śniadaniu pojechaliśmy na Carską Tropinę, oczywiście na spotkanie dzikiego życia. Szliśmy ostrożnie wypatrując zwierzyny, zaglądając pod niemal każdy krzaczek. Na próżno. Doszliśmy do końca szlaku i zalegliśmy w popołudniowym słońcu posilając się co nieco. Ja byłem rozczarowany. Postanowiłem rzucić długim okiem na pobliskie tryby. W poprzek trybu stał wielki żubr w bojowej postawie i blokował przejazd samochodu osobowego. Widać jakiś profan postanowić zwiedzić puszczę autem i nie spodobało się to królowi puszczy, który postanowił go skarcić. Po chwili żubr ruszył do samochodu a on się wycofał. Żubr zawrócił, dostrzegł nas oglądających to zdarzenie przez lornetkę i po chwili skrył się w puszczy. Mieliśmy się na baczności przechodząc potem koło tego miejsca. Kopyta żubra były mocno odciśnięte wokół tego miejsca i na pobliskiej polanie. Widocznie czatuje tu na niesfornych turystów.... Potem wstąpiliśmy nad Siemianówkę i zagłosowaliśmy w Narewce. Na 21:30 byliśmy w domu, gdzie czekała na nas wiadomość, że moja siostra Ela urodziła syna Maksymiliana. Ile to wrażeń na jeden dzień, najpierw ognisko....
Ognisko podobało się nam niesamowicie. Dziękujemy organizatorom, grającemu gitarzyście, śpiewającym. Pozdrawiamy
Agnieszka i Zbyszek

+++

Tego dnia po puszczy jeździły głównie samochody Jaremowiczów, więc przyznajcie się, kto to żubra chciał rozjechać?

My po sobotnim zwiedzaniu Krainy Otwartych Okiennic (która nas zawiodła, widzieliśmy inne wioski w okolicy puszczy, gdzie zabytkowych chałup jest równie dużo, albo więcej, a jeśli pojedzie się na Białoruś do wiosek wokół puszczy, to dopiero można zobaczyć mnóstwo zabytkowych chałupek w stanie nie zmienionym od II wojny światowej, zadbanych i wymalowanych), a więc postanowiliśmy w niedzielę spędzić więcej czasu w lesie.

Pojechaliśmy leśnymi drogami do Gruszek, gdzie odbyliśmy jazdę terenową po nadrzecznych łąkach, a następnie asfaltem dotarliśmy do Masiewa, by odbyć wędrówkę ścieżką przyrodniczą "Wokoło rezerwatu Głuszec". Warto zobaczyć mini skansen kolejki leśnej na stacyjce "Głuszec" ukrytej w środku lasu. Jest tam wspaniały parowozik (zdiełano w CCCP).

Zwierzyny dużej nie widzieliśmy. Obiadokolację zjedliśmy w Unikacie, a o wynikach wyborów usłyszeliśmy w radio RMF Siedlce będąc w okolicach Dziadkowic.

Pozdrawiam,
Jurek
PS. Gratulujemy Agnieszce i Zbyszkowi wiadomej sprawy przede wszystkim, ale także zobaczenia żubra.

+++

Cześć!
Kleszczy nie stwierdziłem.

Zanim dojechaliśmy do Krainy Otwartych Okiennic, zjedliśmy niezły, tani i obfity obiad w barze na stacji benzynowej kilka kilometrów za Bielskiem Podlaskim w kierunku Białegostoku (miejsce godne polecenia).
Natomiast sama kraina ciekawiej wygląda w internecie niż realnie. W Socach ładnych domów nie było za dużo, a do tego wioska jest rozkopana. W Puchłach warto zobaczyć cerkiew, poza tym praktycznie nic tam nie ma. Trześcianka to wieś rozciągnięta wzdłuż szosy, także bez rewelacji. Jak to powiedział Piotrek, "sołtys ma niezłe PR " - artykuł w Gazecie Wyborczej, nazwa krainy, strona internetowa... W drodze powrotnej obejrzeliśmy w Narwi ładny kościół (mieliśmy szczęście: zarówno cerkiew w Puchłach, jak i kościół w Narwi były właśnie otwarte).

Co do rezerwatu Głuszec - rzeczywiście, ścieżka jest ciekawa, a spacer wzdłuz toru kolejki (ze sprawnymi nadal zwrotnicami) i wspomniany mini-skansen stanowią fajne urozmaicenie. W sumie trasa ma 6 km i stanowi prawie pętlę. Po drodze spotkaliśmy jeszcze rowerowy patrol Straży Granicznej (żołnierze byli grzeczni i nawet powiedzieli nam "dzień dobry").

Unikat w Białowieży charakteryzuje się dość smacznym jedzeniem, ale stosunkowo małymi porcjami i relatywnie wysokimi cenami. W każdym razie za mniej obfity obiad zapłaciłem prawie dwa razy więcej, niż w sobotę w barze przydrożnym. W Bialowieży jeszcze zagłosowałem. Oprócz pierwszych wyników wyborów, docierały do nas wieści z meczu Złotek, sprawiające większą radość. W sumie do Warszawy dotarliśmy krótko przed 22.

Ognisko było świetne, Piotrek - mimo gitarowego osamotnienia - wykazał się dużą wytrwałością w graniu i śpiewaniu. Dąbrowa ma w sobie coś takiego, co do niej przyciąga - z jednej strony chce się do tego miejsca wracać, z drugiej strony, gdy już się tam jest, nie chce się go opuszczać (długie niedzielne śniadania, przeciągające się niemal do godzin obiadowych, stają się już tradycją).
Szczególne podziękowania należą się Piotrkowi za granie, a Iwonce i Jurkowi - za zorganizowanie ogniska (a z mojej strony także za wygodny przewóz). Chyba wszyscy dobrze się bawili, dopisała pogoda (bezchmurnie, w dzień ciepło, ale nie za gorąco, noc nie aż tak bardzo zimna). Ci, którzy nie pojechali, niechaj żałują.

pozdr.
Marcin

+++

Witajcie,
Za nami bardzo udany ogniskowy weekend w Teremiskach. Po raz kolejny mogłam się przekonać, że kwaterka w głębi puszczy ma wyjątkowy klimat. Cisza, spokój, sąsiedztwo wielkich dębów, cudowne mgiełki unoszące się nad Łutownią - to wszystko sprawia, ze z radością wracam do Teremisek i odnoszę wrażenie, że tam czas biegnie wolniej ...

Chciałabym bardzo podziękować Iwonce i Jurkowi za za zorganizowanie ogniska i za transport fajnym i wygodniutkim autem.
Wielkie dzięki dla Piotra za muzykę i wytrwałość mimo osamotnienia oraz dla wszystkich uczestników za wspólne spotkanie, wędrówki, wspaniałą zabawę, miło spędzony czas ...

pozdrawiam,
Gośka Chacińska

P.S. Kleszczy na szczęście nie znalazłam

+++

Przyłączę się do podziękowań.
Dziękuję:
Arturowi i Malwinie za zabranie samochodem w obie strony, że specjalnie przyjechali po mnie na Ursynów z Pruszkowa i za barwną podróż pełną śmiechu i uśmiechu.
Jurkowi i Iwonce za wspaniałe ognisko, gdzie było mi bardzo milo.
Piotrkowi za dluuuugie granie i dedykacje.
Najwytrwalszym (Ania i Marcin, Ania P., Gosia), dzięki którym siedzieliśmy do 4 nad ranem. Wam wszystkim, za to ze ciepło będę wspominać (nie tylko z powodu temperatury ) ten pierwszy raz na ognisku, za wspólnie spędzony czas.
Żałuję jedynie, ze nie znałam 99,9% repertuaru, lecz liczę, że jest to nadrobienia.
Do zobaczenia na slajdach, bezkleszczowa
Miłka

+++

Witajcie! Załoga redforda II również dołącza się do podziękowań. Do świtu nie doczekaliśmy, ale 4 rano w dobrej kondycji głosowej to dobry wynik. Ja niestety o 8.00 zostałem postawiony na nogi, więc w niedzielę usnąłem jak dziecko podczas wieczoru wyborczego, pomimo iż notowania wzbudziły sporo emocji.....
Dzieci szczęśliwe, choć Asia ciągle była przejęta pogryzionym noskiem Agusi. Doznań przyrodniczych tym razem w zasadzie nie doświadczyliśmy, a to za sprawą konieczności wczesnego powrotu do Wawy na klasowe ognisko Krzysia. Tak że jedliśmy obiad w Unikacie i również mam wrażenie, że za tanio to tam nie jest, ale było pieczone udko kurczaka za którym przepada Asia, pierogi i dewolaj również smaczne. Nie można się zresztą dziwić cenom, dookoła dużo droższe lokale, a turystów sporo o każdej porze roku.
Pozdrawiam

Radek

+++

Mini skansen na stacyjce Głuszec ogladaliśmy też w zeszłym sezonie w Jaremie na miniaturze <Z wiejskiego podwórza>.

W sprawie Unikatu. No Marcin, Ciebie nie tak łatwo przecież nakarmić!
W Białowieży to jednak chyba najtańsza knajpka. A z tych najtanszych oferuje na pewno najsmaczniejsze dania. Domowa Grzybowa jest REWELACYJNA (!!!), a wszystkie pierogi są bez zarzutu. PYCHA!!!

Dziękujemy Wszystkim za wspólną zabawę: śpiewanie, granie, klaskanie, tańczenie... Fajnie, że byliśmy tam razem.

>> ...długie niedzielne śniadania, przeciągające się niemal do godzin obiadowych, stają się już tradycją... - To mamy juz kolejna jaremową Tradycję. Mamy też swoje Magiczne Miejsce, które kolejny raz sprawdziło się rewelacyjnie.

Iwonko i Jurku,
Wielkie Dzięki za zapewnienie nam tych wszystkich przyjemności; stworzenie jeszcze jednej możliwości <ładowania akumulatorów> i okazji do bycia ze sobą i wspólnej zabawy.
Jak to dobrze, że ciągle Wam się chce :))

Pozdrawiamy

Ania i Piotrek

PS. Miłka była z nami po raz pierwszy, a już okazała się jedną z najwytrwalszych! W wykonaniu Miłki zobaczyliśmy tez fragment celtyckiego tańca...
To teraz przed Tobą trochę nadrabiania ;))

pozdr
pio