Przypadki chodzą po ludziach. Taki właśnie przypadek rzucił mnie w okolicach września za ocean. Przypadek był tak miły i dokonał pracy zbiorowej, tak więc za oceanem znalazłam się koleżanką Olą. Kiedy dowiedziałyśmy się o wyjeździe, było dla nas jasne że:

  1. na szefie trzeba wymóc urlop
  2. wypożyczyć samochód
  3. udać się ok. 800 mil w głąb lądu od zachodniego wybrzeża

I tak stanęłyśmy oko w oko z przygodą pt. ,Wielki Kanion - bez rezerwacji".

W przewodniku czytamy: ,Wielki Kanion - głęboki na 1,5 km, długi na 446, osiągający szerokość 29 km jest słusznie uznawany za jeden z cudów świata. Co roku kanion zwiedza 4 miliony osób, które przemierzają go pieszo , na mułach lub pontonami." Nic więc dziwnego, że rzeczą podstawową w Wielkim Kanionie jest ... rezerwacja.

W opowieści udział biorą

  1. Ola
  2. Ela
  3. Dodge
  4. Permit

Do Wielkiego Kanionu, a dokładnie na południową jego krawędź wyruszyłyśmy z Las Vegas. Zostawiłyśmy za plecami tysiące kasyn gdzie babcie zmagają się z jednorękim bandytą i, żegnane tańczącymi w rytm melodii " time to say goodbay" fontannami wyruszyłyśmy w drogę. Do Wielkiego Kanionu prowadziła nas osławiona" 66 route" -droga, kiedyś łącząca Chicago z Los Angeles a teraz stanowiąca atrakcję turystyczną. Tak jak my klimat dawnych czasów wspominamy odwiedzając ,Bar u Wołodii czy muzeum pomników Lenina" tak route 66 pielęgnuje blaszane baraki, opuszczone dawno osady, lekko zardzewiałe wraki samochodów. Krajobraz co jakiś czas urozmaicają sklepiki ( zupełnie jak nasze GS-y) czy stacje benzynowe , przed którymi parkują chyba zupełnie prawdziwi kowboje ( tacy w kapeluszach i dżinsach, nucący country),a w przydrożnych restauracjach można zjeść mega porcję ciasta z nadzieniem czekoladowym i lodami podaną w ... blaszanym rondelku.

W takim klimacie podążamy w kierunku Grand Canion Villige. Wioska leży na południowej krawędzi Kanionu, stanowiąc bazę wypadową lub ( dla wielu) - docelową zwiedzania Wielkiego Kanionu. Jest otoczona drogimi hotelami, w których i tak rezerwacją należy czynić... kilka miesięcy wcześniej.

Po opuszczeniu ,route 66" skręca się w lewo j jedzie prostą jak przysłowiowy drut drogą - 50 mil. Jest to niesamowite wrażenie, kiedy zbliżasz się do celu drogi, okrzykniętego cudem świata, wypatrujesz, czy gdzieś tam w oddali nie majaczy wzniesienie, skała itd. Nic z tego ... jedziesz prostą drogą , po obu stronach gdzieniegdzie jakieś pojedyncze domy, powoli zaczynają pojawiać się hotele, McDonald, Imax i ... wreszcie budki strzegąca wstępu do parku. Przy wjeździe dokonuje się zakupu karty wstępu na siedem dni ( niezależnie ile dni faktycznie planuje się tam spędzić), dostaje się lekko skomplikowaną jak na moje zdolności mapę wioski, i można już udać się dalej. Napięcie rośnie. Wreszcie z bijącym sercem dopada się parkingu i ?.podąża za grupką turystów do jednego z punków widokowych.

My dotarłyśmy do Grand Canion Vilige o zmierzchu. Ukazał nam się majestatyczny, w niewyobrażalny sposób wyrzeźbiony po horyzont, mieniący się tysiącami odcieni pomarańczy i czerwieni w zachodzącym słońcu. Turyści próbują uchwycić i zostawić dla siebie cząstkę tego pięknego spektaklu. Jedni gorączkowo biegają z aparatem fotografując się z każdą cząstką kaniony, chcąc utrwalić bodaj każdą skałę, inni szukają , swojego kącika" siadają i patrzą ... aż kanion powoli zniknie w mrokach nocy.

Zmrok zapada szybko. Pora zadbać o doczesność i cielesność naszego bytu a więc nocleg i jedzenie. Z rzeczy godnych wspomnienia, Grand Canion Villige posiada:

  • Market z przysłowiowym ,mydłem i powidłem. Można tam kupić prawie wszystko- począwszy od masła orzechowego, poprzez specjalistyczny sprzęt turystyczny, skończywszy na magnesach z , Winetou"
  • Bar samoobsługowy całkiem nie najgorzej żywiący. Posiada również gdzieniegdzie gniazdka elektryczne ( niestety cieszą się dość dużym powodzeniem)
  • Kempingi, gdzie już trochę łatwiej ze znalezieniem wolnego miejsca (posiadają również prysznice z ciepłą wodą - oczywiście po wrzuceniu kilku ćwierćdolarówek)

Tej nocy nocowałyśmy na kempingu ( w październiku właściwie nie ma problemu z miejscem). Już przy rozbijaniu namiotu lekko kargulały nam ręce. Wymieniłyśmy kilka fachowych uwag na temat optimum cieplnego naszych śpiworów, odziałyśmy się we wszystkie ciepłe ciuchy jakie posiadałyśmy, z nadzieja popatrzyłyśmy na folię termoizolacyjną i ... poszłyśmy spać.

Rano obudziłyśmy się z ogromnym pragnieniem gorącego prysznica i jeszcze bardziej gorącej herbaty i mocnym postanowieniem znalezienia jakiegoś dachu na następną noc. Po straceniu kilku godzin cennego czasu stało się dla nas jasne, że Grand Canion i okolice składa się z bardzo , cennych" hoteli, nie na naszą kieszeń, a i tak rezerwacji powinnyśmy dokonać kilka miesięcy wcześniej. Powstał plan alternatywny- nocujemy w dodge, sprawdziłyśmy stopień rozkładalności foteli, wypatrzyłyśmy kemping zaraz za granicami parku ( w parku jest zakaz nocowania na parkingach), ustaliłyśmy z właścicielem warunki (nie rozbijamy namiotu, nie mamy przyczepy kempingowej - nic nie płacimy i sprawę noclegu uznałyśmy za zakończoną. Pomysł nocowania w dodgu okazał się zbawienny. Rano wszystko w około pokrywał szron.

Wielki Kanion można zwiedzać na co najmniej dwa sposoby, albo samochodem jadąc wzdłuż krawędzi i zatrzymując się przy wyznaczonych punktach widokowych albo/i biorąc plecak i podążając w kierunku rzeki Kolorado. O ile ten pierwszy punk zalicza każdy - i słusznie, bo widoki (powiem nieco patetycznie) zapierają dech w piersiach - o tyle śmiałków pragnących znaleźć się" na dnie" nie jest tak wcale dużo. Powody są przynajmniej trzy:

  1. Czynność określana jako trakking nie mieści się w podzbiorze ,zainteresowania"
  2. Czynność -trakking mieści się w podzbiorze zainteresowania, ale delikwent jest skutecznie zastraszony przestrogami o zagrożeniu zdrowia i życia umieszczonymi na każdym z miliona plakatów w Grant Canion Villige.
  3. Czynność -trakking mieści się w podzbiorze zainteresowania, delikwent nie daje się tak łatwo zastraszyć, ale nie może uzyskać... permitu

Już wszystko wyjaśniam. Cała Grant Canion Village jest wprost wytapetowana plakatami informującymi, ze co roku ok. 360 zdrowych, silnych mężczyzn naraża swoje życie gdyż chcą pokonać w jeden dzień trasę od krawędzi kaniony do Kolorado (i powrotem). Dalej następuje szczegółowe wyjaśnienie co brać i jak zachowywać się w kanionie aby zachować życie doczesne.

Skoro na jeden dzień trasa jest zbyt wyczerpująca to może dwa. I tu pojawia się problem pt. permit. Grant Canion jest podzielony na kilka stref. Żeby w którejś z nich nocować trzeba mieć pozwolenia ( rzeczony permit) na właśnie tę strefę (często na określone miejsce na określonym kempingu, których oczywiście jest bardzo mało a ilość miejsc jest limitowana i ściśle monitorowana). Wniosek: zanim zaczniesz schodzić musisz wcześniej mieć dokładnie zaplanowana trasę, nie możesz jej zmienić ani zabłądzić (bo wtedy poznajesz inne kluczowe słowo - ticket i nie chodzi o bilet na kolejkę linową), musisz mieć wystarczająco siły by dotrzeć do wyznaczonego miejsca (inaczej wiesz co to jest rangers i ticket) i musisz najlepiej z kilku miesięcznym wyprzedzeniem zarezerwować miejsce na kempingu (faxem - a nie e-mailem).

Najbardziej uczęszczaną trasa w Grant Canionie jest szlak Bright Angel. Można tam nocować bądź na kempingu w połowie drogi pomiędzy południową krawędzią a Kolorado- Indiana Garde,) bądź na dnie kanionu w Bright Angel campground. Jest tam tez schronisko (Phantom Ranch), ale to już trzeba rezerwować chyba na kilka lat wcześniej a i tak rano dzwonią i potwierdzają, ze jest miejsce (w domyśle- może go nie być).

Ceniąc swoje życie udałyśmy się w celu zdobycia permitu. Pozwolenie wydawane są w jednym z centrów informacyjnych w Grand Canion Villige. Można tam uzyskać dość wyczerpujące informacje na temat szlaków, czasów i organizacji turystyki w kanionie. Można tez kupić mapę. Pan informuje jeszcze raz o zagrożeniach, a na pytania co by się stało gdyby... odpowiedź jest właściwie jedna- rangers i ticket. Uzyskałyśmy informacje, że oczywiście na dnie kanionu nie ma żadnych wolnych miejsc w przeciągu najbliższych dni ( o dalsze terminy nie pytałyśmy), ale jakimś cudem na następną noc jest wolne jedno miejsce na dwuosobowy namiot na Indiana Garden - bierzemy, to i tak ...cud.

I tak, wyposażone w mapę, permit wyruszyłyśmy głąb Wielkiego Kanionu i rozpoczęłyśmy wędrówkę po..." ujemnych górach". Pierwszy raz rozpoczęłyśmy chodzenie po górach od schodzenia. Trzeba przyznać, że wędrówka po Wielkim Kanionie stanowi nie lada rarytas. Otwarta przestrzeń, nie ograniczone niczym widoki ,po horyzont", zbocza od czasu do czasu porośnięte roślinnością nam znaną tylko z kwiaciarni: kaktusy, juki, i masa innych ...i oczywiście wszędobylskie szare wiewiórki. Do tego wygodna, szeroka droga , którą równie często ja piesi turyści podążają... muły+ turyści. Droga od krawędzi do dna kanionu (rzeki Kolorado zajęła nam... 4 godziny, miałyśmy wiec trochę czasu, by pobałamucić: pomoczyć nogi w Kolorado, zatrzymać się na popas w Phantom Range.

Droga Bright Angel w pełni zasługuje na swoją sławę - początkowo biegnie wzdłuż Kolorano, tak że wędrując ma się z jednej strony wartki nurt rzekli, z drugiej zbocza pokryte piaskiem i pustynną roślinnością. Później szlak odbija biegnąc wzdłuż strumienia, urozmaiconego wodospadami. Roślinność staje się coraz bujniejsza, na trasie, raz po raz pojawiają się potoki do pokonania dla dzielnych piechurów, I tak dochodzi się do zatopionego pomiędzy drzewami Indiana Garden.

Na dziś koniec wędrówki. Pokonałyśmy ok. 3/4 trasy. Dopadamy jedynego wolnego miejsca. Po około 10 min. pojawia się rangers, sprawdzający nasz permit (uff, nie zgubiłyśmy go - dodam, ze w czasie wędrówki musi on być przyczepiony w widocznym miejscu). W Grand Canionie zmrok zapada szybko. Rozbijamy namiot (tu przynajmniej temperatura- komfort), ładujemy jedzenie, mydło, pastę do zębów do pojemników antywiewiórkowych, plecaki wieszany wysoko na specjalnie przygotowanych drążkach. Wraz ze zmrokiem cichną powoli odgłosy kempingu. Niech żyje permit.

Następnego dnia - jeszcze kilkugodzinna wycieczka (bez obciążenia) do plateau pt., skąd rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków na Colorado River, a później monotonna wspinaczka w górę, gdzie czeka na nas prysznic, ciepłe jedzenia i dodge. Przed nami jeszcze droga ok. 50 mil, bo następną noc zamierzamy spędzić w , Route 66 motel".

Po wielkich ujemnych górach pozostały nam zupełnie dodatnie... zakwasy (czy jak kto woli mikrourazy) i wspaniałe wspomnienia. I oczywiście permit (w załączeniu- polecamy dokładnie przestudiować)

Ela Karpińska- Gasztoł i Ola Kruszyńska.