Za nami kolejne Jaremowe spotkania na wiejskim podwórzu. Tym razem w Grabowcu udało się nam zapełnić aż dwie drewniane chałupy. Pogoda raczej nie dopisała, więc na wielkie uznanie zasługuje fakt, że nikt ze zgłoszonych nie zrezygnował z wyjazdu. Na szczególny podziw zasługują dzielni rowerzyści (Magda, Marzena, Agnieszka i Maciek), za wysiłek i hart ducha w pokonywaniu mokrych, podlaskich dróg i bezdroży. Pozostali wyjazdowicze musieli zdać się na swoje samochody i wybierać bardziej standardowe miejsca na zwiedzanie (muzea, miasteczka, znajome karczmy i gospody). Tu warto podkreślić, że ulubionymi przez jaremowiczów oazami podlaskiej kuchni pozostają niezmiennie: Unikat w Białowieży (ach ta opieńkowa!), Leśny Dworek w Hajnówce i Karczma w Kleszczelach. Jednak prawdziwym hitem wyjazdu okazał się puszczański wąski tor z Hajnówki do Topiła i wagonik wypełniony rozśpiewanymi jaremowiczami ;)
A po wycieczkach po białowieskiej okolicy, wszyscy zjeżdżali się pod wieczór na ognisko z wiejskiego podwórza. Ogniska rozpalaliśmy trzykrotnie i paliły się zawsze do momentu, aż niebo nad wsią zaczynało blednąć, na znak zbliżającego się końca nocy. Nie zabrakło wspólnych, gośnych śpiewów - na głosy i przy gitarach (było aż trzech gitarzystów!) - liczne rozgrzewacze nie pozwalały zmarznąć w nocnym chłodzie, były miłe uroczystości i rocznicowe toasty. Jedyna niewygoda to mokry bar i zmoczone śpiewniki. Jednym zdaniem, przy ognisku można było niekiedy lekko zmoknąć, ale na pewno nie zmarznąć ;) W ostateczności dało się zalec w gorącym popiele (naszemu podwórzowemu, pieskiemu pupilowi szło to bardzo zgrabnie), choć zdecydowanie milsza była nagrzana, drewniana chałupa. Gdy już zbyt mokro było na podwórzu, rozgrzane, kaflowe piece pozwalały przenosić imprezę do środka chałupy. I to właśnie ją niepodzielnie opanowała mała Jarema, organizując wewnątrz swoje królestwo zabaw.
Jak zawsze sercem, ciepło i smakowicie przyjmowali nas gospodarze z Dubicz - Babcia Nina i Dziadek Witia. Dla wielbicieli ich domowych specjałów znalazły się: karmelowa nalewka, śliwówka, pyszne naleśniki, kruche, mleczne ciasteczka... Nie mogło też zabraknąć świeżutkiego, wiejskiego mleka prosto z porannego udoju. Zaś na podwórzu pojawiła się nowa, wypasiona altanka (jeszcze do wykończenia), która zapewne przyda się na letnie upały.
Nie mogliśmy też nie odwiedzić pobliskiej Czeremchy i gościnnych Basi z Mirkiem. Poza zaproszeniem dla Jaremy na kolejne Spotkania Folkowe (02-10.08. m.in. Voo-Voo, Kroke, Todar), wysłuchaliśmy jeszcze gorącego materiału na najnowszą płytę Czeremszyny. Niedługo premiera i jest już nasz faworyt do przyszłorocznych Wirtualnych Gęśli.
To co, początek sierpnia w Grabowcu? Tym razem główny cel to koncerty w Czeremsze (będzie już odremontowany i przebudowany Dom Kultury), ale oczywiście ognisk na wiejskim podwórzu przecież nie może zabraknąć.
Zapraszamy!
Ania i Piotrek
"Trzech pasażerów pociąg wiózł, od Cheetaway do Syracuse..."
Nie trzech, ale pełny, wąskotorowy wagonik, z Hajnówki do Topiła... i z powrotem.
Nareszcie - po kilku latach nieskutecznego planowania i kombinowania jak to ugryźć, udało się nam zrobić jaremowy Wąski Tor w Puszczy Białowieskiej. Dotychczas, pomimo wielu wizyt w puszczy, albo było nas za mało na taką imprezę, albo zbyt krótki, weekendowy czas pobytu na to nie pozwalał.
Na starcie leśnej kolejki w Hajnówce zajęliśmy cały wagonik i szesnastoosobowym składem ruszyliśmy po wąskim torze (60 cm) przez puszczę do Topiła. Spalinowa lokomotywa (tzw żabka) pociągnęła pięć wagoników na szlaku dawnej kolejki leśnej, służącej do wywozu drewna z puszczy. Nasz wagonik jechał (10-15 km/h) tuż za lokomotywą, więc jego przedni pomost cieszył się uzasadnionym powodzeniem. Przed nami rozpościerała się pradawna, mroczna puszcza. Świeża, wiosenna zieleń dębów, przesiąknięta panującą wokół wilgocią zmieniała się w zamglone, nadrzeczne łąki i zarośnięte, śródleśne bagna.
A w naszym wagoniku rozpoczął się rozśpiewany, gitarowy Wąski Tor. Brylowali oczywiście najmłodsi kolejkowicze, ale i starsi nie zapomnieli klasycznych, kolejowych przebojów. Ballada wagonowa to oczywisty standard, a potem już Jedzie pociąg z daleka, Smak i zapach pomarańczy, Tam u lisi pid dubinoj, A czyja to chyża, i inne, wagonowe hity. I tak dojechaliśmy do osady i stawów w Topile. Tu główną atrakcją okazała się być malutka jadłodajnia pod chmurką o wdzięcznej nazwie Ostatni Grosz. Ostatni grosz można tu więc wydać na pyszną, gorącą grochóweczkę, kiszkę ziemniaczaną, chleb ze smalcem i ogórem, tudzież piwko. To i tak nic, w porównaniu z rozbrzmiewającą znad baru muzyką. Wszak to białowieskie Pidlasie, więc niepodzielnie króluje tu nie kto inny, jak sama Czeremszyna.
Tak więc w naprawdę pogodnych nastrojach mogliśmy udać się w drogę powrotną do Hajnówki. Tym razem nasz wagonik był ostatnim, więc pomost przedni zamienił się w tylni, co w żadnym stopniu nie zmniejszyło jego atrakcyjności. Tym razem posępna, dzika puszcza zostawała za nami, kolejowy szlak powoli oddalał się i znikał w gęstwinie drzew, leśne stadko dzików niespiesznie wyruszyło na wieczorny posiłek, i tylko bagienne komary bezskutecznie starały się dogonić uciekające wagoniki. Dojeżdżając do Hajnówki, myślami byliśmy już w Grabowcu - w porządnie nagrzanej piecami chałupie i przy rozświetlającym nocny mrok ognisku na wiejskim podwórzu.
"Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka, konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy..."
A jednak, trzeba było wracać.
pioTrek
linki:
http://www.bialystok.lasy.gov.pl/hajnowka/index.php?pid=kolej_lesne
http://www.wrotapodlasia.pl/pl/turystyka/szlaki+turystyczne/kolejki.htm
To się nazywa "marketing przedwyjazdowy".
Nie padało "do jutra po południu". A potem już non stop do niedzieli :)
Natomiast siedzenie przy ognisku pod parasolką, z winem w ręku, i słuchanie odgłosów gitary dochodzących z pod pobliskiej wiaty było niezapomnianym przeżyciem. Dziękuję organizatorom.
Pozdr.
Jurek
Ale już bez niedzieli, albo w pędzie rowerowym do Witowa udało się nie zauważyć spadających kropel.
Równie silnym przeżyciem było oglądanie siedzących pod parasolka przy ognisku w kontemplacyjnej pozie a także słuchanie spodparasolowych refleksji. Dziękuje tak organizatorom jak i uczestnikom!
Właściwie to należałoby także podziękować psu, który podobno nie był psem, za akcenty akcyjne w tym obfitym w refleksje nad życiem własnym oraz życiem gwiazd i moda popularną grabowcowym świętowaniu.
Pzdr
Marzena
To był wspaniały wąski tor, rozśpiewany i wesoły, mimo niewesołej pogody - przypominała się pierwsza nasza przejażdżka, organizowana przez Ziutka, z Piaseczna do Runowa - również udana, mimo deszczu... Wąski tor rules :)
Do Piotrkowej relacji mogę dodać jeszcze, że cały wyjazd był równie świetny, śpiewanki, rozmowy i integracja przy ognisku, piecu kaflowym oraz rozlicznych trunkach (następnym razem jako matka karmiąca zabiorę ze sobą chyba naparstek, żeby móc kosztować po odrobince tych pyszności!)...
Z miejsc ciekawych, które udało się nam zobaczyć, wymienię jeszcze niedawno otwarte w Hajnówce Muzeum Kowalstwa, w którym właściciel opowiada i pokazuje, czym zajmowali się dawniej kowale, a zwiedzający mogą spróbować własnych sił przy kuźni (świetna atrakcja dla dzieci) oraz Narwiański Park Narodowy, dokąd pojechaliśmy w niedzielę z Iwonką, Jurkiem i Zosią, łapać słońce i szukać fajnych miejsc do odwiedzenia w jaremowym gronie. Byliśmy w Kurowie w dworku mieszczącym dyrekcję parku, zwiedziliśmy niewielkie muzeum z wypchanymi zwierzakami oraz wieżę widokową, byliśmy też na malowniczej kładce-ścieżce dydaktycznej wśród trzcinowisk i turzycowisk i przy zerwanym moście - a to tylko nieliczne z atrakcji, jakie oferuje NPN - ledwo skończyło się jedno ognisko, nam już się marzy następne...
Pozdrawiamy
Malwina i Artur