Litwa: Na Wileńszczyźnie (2007)

To już kolejna nasza litewska eksploracja. tym razem Wilno i okolice, czyli bliska sercom Wileńszczyzna. W zeszłym roku poświęciliśmy na wileńską Starówkę jeden dzień, ale na Wilno nie wolno przeznaczać jednego dnia. Nie złapie się klimatu tego miasta. A po cóż innego tam jeździć? Zobaczyć wszystkie kościoły? Owszem, można - jest ich tam ze setka, a jeden ciekawszy w wystroju, historii i architekturze od drugiego. Tylko, że przyjemności też trzeba umieć sobie dozować.

Wilno, to oczywiście nie tylko świątynie; kościoły, cerkwie, synagogi, karaimskie kienesy. To również wieczorne, zagubione uliczki, bramy i podwórka kamienic wileńskiego Starego i Nowego Miasta, Zarzecza, Zwierzyńca, Antokola.

Liczne wzgórza i parki, z wyniosłymi górami Trzykrzyską i Bekieszową; niezwykłe, stare cmentarze (Rosa, Bernardyński, Antokolski, Kalwaryjski), po których można całymi dniami spacerować ucząc się niezwykle pogmatwanej historii tego miasta; malownicze mosty na Wilii (Neris); zabytkowy kompleks uniwersytecki z 13 dziedzińcami. Strawę dla ducha wzmacniają liczne muzea i sklepiki z regionalną muzyka litewską. Nie wolno też zapominać o koniecznej strawie dla ciała, czyli karczmach i gospodach z regionalnym, litewskim jedzonkiem (kartacze, czenaki, chłodnik, bliny). Warto też zaopatrzyć się w miejscowych sklepach (IKI, Maxima) w smakowite litewskie nalewki (polecamy Bernialu Użejga) i korzenne miody, skosztować serów z ziołami i kminkiem. Chodząc tak po Wilnie można spotkać w gospodzie innych Jaremowiczów, po czym wspólnie pospacerować Prospektem Gedymina, przez most na Wilii, aż na Zwierzyniec.

W tym roku udało się nam również pokręcić trochę po Wileńszczyźnie. Specyficzny to rejon, gdzie stolicę państwa otaczają liczne skupiska mniejszości polskiej. A trzeba powiedzieć, ze w takich miasteczkach jak Soleczniki, Ejszyszki, czy Mejszagoła, Polacy stanowią 90% mieszkańców. A i w samym Wilnie podobno 30% mieszkańców nadal posiada polskie korzenie. Tylko nie zawsze się do tego przyznają, bo to utrudnia życie na Litwie. Co innego w okolicach Wilna, gdzie tradycja i język polski są mocno i starannie kultywowane. Mieliśmy okazję się o tym przekonać dokładniej kwaterując u rodowitych, jeszcze przedwojennych Polaków w Mejszagole. Ile to się nasłuchaliśmy ciekawych historii i niezwykłych opowieści, jak pięknie brzmi ten staropolski, zapomniany już u nas, kresowy język. A gdzie się najlepiej snuje takie historie? Oczywiście w nagrzanej saunie, z brzozowymi gałązkami, wyskakując co chwilę do zimnego jeziorka, popijając w przerwach miejscową girę i alus. To już kolejny raz mieliśmy szczęście poznać niezwykle serdecznych i gościnnych ludzi.

Na Wileńszczyźnie warto zobaczyć malowniczy przełom Wilii i niedalekie Kernave (Kiernów), pierwszą stolicę książąt litewskich. Obecnie to wyniosłe wzgórza nad rzeką i ślady dawnych, wielkich grodzisk.

Na zachód od Wilna, w lesie ponarskim, warto odnaleźć miejsce straceń tysięcy mieszkańców Wilna i okolic, z okresu okupacji niemieckiej. Ponary - to tam zginęły tysiące polskich żołnierzy AK, przedstawicieli polskich patriotów i przedwojennej inteligencji. Tam też skończyła się historia wileńskich Żydów. Pewnie warto wiedzieć, że większości tych mordów dokonywali Litwini, ochotnicy z wojskowych formacji współpracujących z Niemcami.

No i obowiązkowo Troki, a w nich podstawowa atrakcja dla naszych dzieci, czyli zamek na wyspie. No cóż, zamek to tylko jego rekonstrukcja, ale za to można popływać wokół po jeziorze na wodnym rowerku :) Na zamku do obejrzenia jest ciekawa ekspozycja z pamiątkami z okolicznych dworów i pałaców (m.in. Tyszkiewiczów), dokumentami dotyczącymi historii Litwy i 'polskiej okupacji' Wileńszczyzny z lat 1920-1939. A dlaczego jeszcze warto odwiedzić Troki? Ponieważ zachowała się tam enklawa Karaimów, mniejszości dawniej licznie zamieszkującej te tereny. Karaimska kienesa, charakterystyczne drewniane domki, muzeum, ale przede wszystkim sławne już, liczne gospody i knajpki z regionalnym, karaimskim jadłospisem. Polecamy zwłaszcza popularny Kybynlar, przy głównej trockiej ulicy. A tu dominują oczywiście przeróżne kibiny, kebaby, szaszłyki, dolmy i inne wymysły kuchni azjatyckiej (taki np. przepyszny kiubetien, czy jantyk, albo ajakłyk). Wszystko to można popić własnej produkcji, przepysznym kwasem chlebowym z białą pianką, albo przednim litewskim piwem (Svyturys, Vilmerges, Kalnapilis).

Oj tak, prawdziwi sybaryci na Litwie mają niezłe używanie :)

Pozdrawiamy,
Ania i Piotrek

I jeszcze kilka linek:
Wilno
http://kresywschodnie.republika.pl/wilno/wilno.html
http://www.fotojohny.republika.pl/wilno.html

Ponary
http://www.wsp.krakow.pl/konspekt/konspekt5/ponary.html
http://rzecz-pospolita.com/ponary.php3

Kiernów
http://www.litwatravel.com/index.php?id=41
http://www.litwatravel.com/index.php?id=179

Troki:
http://rzecz-pospolita.com/troki.php3
http://zapala.pl/eb/litw2003/troki.htm
http://www.adamski.pl/foto/galeria/podroze/litwa/troki/
http://kresywschodnie.republika.pl/troki/troki.html
http://www.fotojohny.republika.pl/troki.html

Karaimi:
http://www.fotojohny.republika.pl/karaimi.html