Witajcie, 

1. W sobotę i niedzielę (20-21.09.2003) żegnaliśmy lato. Pożegnanie wypadło bardzo okazale. Lato też postanowiło pożegnać się z nami godnie i zaprezentowało się ze swej najlepszej strony. Było upalnie, słonecznie, bezchmurnie, ciepła woda w jeziorze, rozgwieżdżone, nocne niebo. Takie lato zapamiętamy do przyszłego roku. 

2. Jarema postanowiła pożegnać lato w nadzwyczaj licznym gronie. Było nas 55 osób - 33 dużych i 22 małych (proporcje coraz bardziej wyrównane i wygląda na to, że z czasem będą się coraz bardziej wyrównywać). Kilkanaście osób w ostatniej chwili nie wytrzymało napięcia i zrezygnowało z wyjazdu. 
Niektórych rozłożyła choroba - Zbyszku, gorące pozdrowienia od całej ogniskowej ekipy!!! 

3. Niekiedy z pewnymi kłopotami, ale wszyscy chętni i zdrowi dotarli do zagubionego wśród morenowych pagórków, jeziorek, łąk i lasków Rancza "Konik" w Rogowie koło Rypina na Pojezierzu Dobrzyńskim. Rowerzyści pędzili na ognisko znad morza; niektórzy odwiedzili Rogowo pod Toruniem (nie znalazłszy Jaremy szukali następnego Rogowa ;), inni zaliczali po drodze zabytki Torunia, czy Ciechocinka ("Maxi Kaz rusza na łowy..." ;))... 
Większość ekipy zdecydowała się jednak nawiedzić zamek w Golubiu, powodując podwyższone ciśnienie i ostateczną depresję u Pani Przewodnik, pokazującą "butelki, którymi w XVIII w. dziedzic rozpijał pańszczyźnianych chłopów" (i nie była to bynajmniej aktorka Emilia Krakowska z "Bruneta wieczorową porą") lub zrobione w zeszłym roku zabytkowe, rycerskie zbroje, białą broń i działa... Zgroza. 

4. Zgodnie z zapowiedziami, warunki noclegowe nie były przez to zbyt komfortowe (okazało się, że miejsc noclegowych na łóżkach było około 30). Ale co to dla Jaremowiczów. W wykorzystanie poszły materace, sienniki, namioty i karimaty, fotele w samochodzie... Ale... wszak to tylko jedna noc :) Aura na szczęście sprzyjała, a dzięki zacieśnieniu nawiązały się nowe i odświeżyły stare, ciekawe kontakty... towarzyskie. 

5. Parkingowi mieli dużo pracy z naszymi pojazdami. Przyjechało 13 jaremowych samochodów, 4 rowery i chyba ze 2-3 dziecięce wózki. Miejsca jednak starczyłoby z pewnością na kilka razy więcej pojazdów. Gorzej z parkingowymi... Niektórzy postanowili sami popilnować w nocy swoich samochodów i albo zaparkowali w namiotach, albo spali w środku... 

6. Ognisko rozpaliliśmy na łagodnym stoku, z piękną panoramą na małe jeziorko w dole i stary wiatrak po drugiej stronie jeziorka. W związku z pochyłością terenu, niektórzy mieli problemy z zachowaniem równowagi, a co bardziej wprawieni siedząc na ławeczkach przy ogniu balansowali ciałem jak na łódce przy niezłym sztormie. Gwiaździste niebo i błyszczący księżyc w nowiu nie pozwoliły jednak nikomu się zagubić. 

7. W trakcie imprezy zostało pomalowanych w bajkowe wzorki kilkanaście małych buziaków. Po całym rancho rozpierzchło się stadko małych tygrysków, króliczków, kotków, księżniczek, pajacyków i co tam jeszcze... 
Szkoda, że było już po zmroku, bo uwiecznienie tego na kliszy byłoby nie lada pamiątką. 

8. Program muzyczny był jak zwykle bogaty i zaskakujący. Od nastrojowego balladzisty, poprzez sentymenty pierwszego Śpiewnika Jaremy, płynnie przechodziliśmy do "gipsykingz", "ichtrzech", folk ogniskowy, "czeremsynkę", nową, młodą falę, kończąc na tradycyjnych, jaremowych przebojach ogniskowych. 
W trakcie śpiewania i muzykowania, na bieżąco tworzyły się doraźne zespoły, chórki wokalne, grupy rywalizujące w głośności i przebojowości swoich popisów... (wygrał Grzesiek i jego Druzina ;)) 

9. Ostatni imprezowicze zgasili ognisko ok 4 nad ranem, a pierwsi rozpoczęli poranne harce ok. 7 rano.

10. Nadspodziewanie dużym powodzeniem u ogniskowej braci, cieszyły się ciepłe posiłki, przygotowane przez gospodarza rancza oraz obsługę pełnego pamiątek z dalekich podróży "Salunu". Aromatyczna zawartość całego gara wieczornego bigosu zniknęła bez śladu (zamówiliśmy 10 porcji - zjedliśmy 21). Ogołociliśmy rancho ze wszystkich jajek, pochłaniając 14 z 6 wcześniej zamówionych jajecznic (dla pozostałych chętnych zostały tylko jaja perliczki). Znaleźli się nawet amatorzy porannej, "salunowej" kawki. 

11. Skoro Rancho "Konik", to obowiązkowym punktem programu były przejażdżki na koniku. Biały ogier (a może klacz? - ktoś się przyjrzał?) dosiadany przez gospodarza i jednego małego Jaremowicza, majestatycznie obwoził "stępa" wszystkich małych dżokejów i dżokejki ("A ja jezdze na koniku!!!") wokół rancza. Niestety, chciał za to naprawdę duuużo "siana"... 

12. Gospodarz Rancza, początkowo z rezerwą podchodzący do tak licznej, rozkrzyczanej i buszującej w jego figurkach i ogrodowych kompozycjach grupki, na koniec był w siódmym niebie. Jeszcze nigdy tak dokładnie nie zgodziły mu się rachunki z rachunkami jego gości. Był w szoku, ale szczęśliwy - i my też :) 
Oczywiście zapraszał do siebie ponownie i prosił tylko, żeby następnym razem przywieźć ze sobą choć jedną przedszkolankę, która zorganizuje ciekawe zajęcia dla "porzuconych" maluchów... 

13. Jaremowych pokazów slajdów w trakcie trwania imprezy nie stwierdzono, choć frekwencja była przecież przyzwoita. Może w Jaremie jakoś to wkrótce nadrobimy. 

14. Chętnych nadal prosimy o nadsyłanie swoich wrażeń, relacji z obejrzanych miejsc, opinii... 

Wielkie Dzięki dla Wszystkich, dużych i małych uczestników Ogniska !!! 
Dzięki Wszystkim za wspólną zabawę, wspólne, rytualne żegnanie lata i wspomnień wakacji. 
Szczególnie gorące podziękowania dla Adama, Maćka i Tomka za cierpliwe umuzykalnianie towarzystwa. Tak trzymać chłopaki!!! 

Do szybkiego spotkania na kolejnej imprezie Jaremy. 

Pozdrawiamy 
Ania i Piotrek