Cześć!
Pierwsze wieści telefoniczne z ogniska. Piegaci już dojechali. Zbyszki wkrótce dojadą. Wspaniałe rozlewiska Biebrzy i Narwi. Piegaci są zachwyceni krajobrazem przypominającym Amazonkę lub wielkie jezioro. Rewelacyjna jest sala kominkowa we dworze. Zapewne tam spędzimy wieczory.
Pogoda jest taka jak w Warszawie - stalowe niebo, trochę wietrznie.
Pozdr.
Jurek


Jesteśmy w Mamuciej Dolinie.
Piękne widoki na zalaną wodą dolinę Biebrzy. Przyleciały już pierwsze gęsi i nieśmiało jeszcze gęgają. Póki co królują jeszcze zimowe łabędzie. W rozlewiskach jeszcze gdzieniegdzie resztki lodu. Wieje zimny wiatr. Dolina Narwi pod Wizną też całkowicie zalana. Wielka woda.
A my wieczorkiem usiądziemy przy kamiennym kominku, weźmiemy tutejsze bębenki, gitarę... i będziemy wyczekiwać reszty jaremowej ekipy.
pozdr,
pio


Mała jaremowska iskierka dla tych co na służbie (EK-G :)
Ekipa ogniskowa już prawie w komplecie. Rano dojechał Andrzej z ekipą. A my tak długo na nich czekaliśmy w nocy przy kominku ;)
Iskierki z kominka, rytmiczne stukanie bębnów i deszczu o powałę jednak nas uśpiło. Jak oni przez tę wichurę dojechali?
A teraz ruszamy w poszukiwaniu Joźina z bażin. Podobno ma dzisiej gdzieś gościnnie występować. Podobno będzie tam mokro i "bródno", ale my się odpowiednio zaopatrzyliśmy i takie przeszkody nam nie straszne :)
A wieczorkiem szałasy w osadzie paleolitycznej i pradawny ogień, wykrzesany z krzemienia i hubki.
johoho!!! :)
pio


No to już w komplecie. Kulczyki dojechali z Warmii, więc ekipa Jaremy opanowała już całą Mamucią Dolinę.
Udało się! Widzieliśmy Jożina z bażin! Stał po pas w wodzie, ale nie uciekł na widok zakapturzonej ekipy. Grobla, wokoło wszystko zalane wodą, a my w wodzie po kolana wędrowaliśmy na środek bagien. Wiało niemiłosiernie, ale jakoś dotarliśmy do tej samotnej wieży na całkowitym pustkowiu. Poza nami i Jożinem pojawiły się łabędzie i pierwsze stadka gęsi.
Niezwykła przygoda miała miejsce na przeprawie pajerem przez zalaną groblę. Brawo Jurek! Część ekipy mogła dzięki temu wrócić po pozostałe samochody. Ale było nieźle - woda po osie ;)
A za chwilę rozpalamy jaremowy ogień. Odgłos bębnów już tam gdzieś słychać. Niedługo gremialnie odśpiewamy bagienny hymn biebrzniętych :)
A co będzie jutro?
Johoho!!!
Pio


To już ostatni dzień nad Biebrzą ;)
Mamucia Dolina powoli dochodzi do siebie po nieprzespanej nocy. Nocy spędzonej przy trzaskającym ogniu w kamiennej grocie, bongosach, gitarach i hymnie jaremowego ogniska - Jożinie z bażin.
Wśród nas byli w grocie fotoreporterzy, więc pewnie jak zwykle coś wrzucą pro publico bono.
Niedziela to tradycyjne wspólne śniadanko, imieninowe ciasto Maćka i dalsza część biebrzańskich atrakcji. Młodzi polecieli rozpalać świąteczne ognisko do osady paleolitycznej. Jak zaszyją się w szałasach, to pewnie ich nie wyciągniemy do powrotu. Ekipa mocarzy wzięła 3 kajaki i popłynęli w dal po szerokich, pięknych rozlewiskach. Będą płoszyć coraz liczniejsze gęsi. Już tylko przez lunetę widać jak dzielnie wiosłują. W lutym na kajaku. Odjazd!!! ;)
To tyle z Mamuciej Doliny on line :0
Johoho!!!
Pio


Po odjeździe Piegatów jeszcze było drugie wypłynięcie kajakami na Biebrzę, kontynuacja zabawy w osadzie paleolitycznej przy ognisku, puszczanie chińskiego latawca. Później jeszcze ciąg dalszy imprezy gitarowo śpiewanej aż do godz. 18.30. Gospodarz robi wiklinowe kosze i byliśmy na zakupach u niego - kilka osób wyszło z koszem :)
Z lunety we dworze Zbyszek wypatrzył (w sobotę) dwa łosie i zadek trzeciego, łosie uzupełniły widok setek gęsi które nad Biebrzą robią dłuższą przerwę w swojej wędrówce na daleką północ.
Z kajaka najbliżej można było podpływać łabędzie, które były mocno zszokowane kajakarzami w lutym i reagowały poprzez głośny klekot i przepiękny start do lotu przed dziobem kajaka i lądowaniem dwieście metrów dalej. Dopłynęliśmy też do olbrzymiego żeremia bobrów w samym środku rozlewisk. Biebrza jest już bardzo głośna od ptaków, ale inaczej niż wiosną, większość dźwięków wydają gęsi, które słychać ze wszystkich stron, pochowane gdzieś po szuwarach, a czasem lecące kluczem po niebie, a jednocześnie gęgające w locie.
W osadzie paleolitycznej zaobserwowaliśmy jednego lecącego komara, a na drodze pod Wizną jedną skaczącą żabę. Idzie wiosna!
A jak Wam się dzisiaj pracuje :)))
Pozdr.
Jurek


Cześć!
Chciałem wszystkim bardzo podziękować za wspaniałe ognisko. Ponieważ był luty i wiał zimny wiatr, naturalnym stało się, że ognisko płonęło w kominku, ale chyba nikt nie chciał inaczej (oprócz dzieci, które by wolały ognisko w szałasie paleolitycznym, ale one i tak poszły spać przed północą). Kominek we dworze był wyjątkowo klimatyczny - sala przypominała nam atmosferę salki Jaremy, a kominek był najprawdziwszy z prawdziwych, bez szklanych i metalowych pseudo-unowocześnień, taki sam jak kominki kiedyś były, z gliny zbudowany, szeroko otwarty na salę, umożliwiający pieczenie kiełbasek na drewnianych patykach. Gitarzysta P. dał z siebie wszystko, śpiewał i grał niemal bez przerw aż do 3:40 rano, a nocleg w apartamencie + ciepłe powietrze salki kominkowej sprawiły, że do końca nie stracił głosu. Furorę zrobiły zaśpiewane późną nocą kawałki muzyki filmowej z filmu Rezerwat, a refren "Jożin z Bażin" nawet Zosia na pamięć się nauczyła i potem nuciła. Drugi gitarzysta (M.) wymęczony porannym wyjazdem z Warszawy zasnął w połowie imprezy, ale za to poprowadził śpiewanki w niedzielny wczesny wieczór, więc też mu bardzo dziękujemy.
Zimowe ognisko było niezwykle relaksujące dla duszy, a rozległe metraże i liczne pomieszczenia dworu sprawiły, że nawet gdy z nieba padał deszcz i hulał wiatr, nikomu się nie nudziło.
Dziękuję jeszcze raz.
To kiedy następne ognisko? W połowie kwietnia? A gdzie byśmy chcieli? Może teraz Grzędy? Są inne propozycje?
Pozdrawiamy,
Iwona i Jurek
PS. W Grzędach jest leśniczówka (17 łóżek) i jeszcze jeden budynek. Namierzyliśmy właściciela tego sąsiedniego budynku i możemy próbować wynająć dodatkowe 2 pokoje na 6 do 8 osób. - Czyli razem 17+8 = 25 miejsc noclegowych ! "Chciałem wszystkim bardzo podziękować za wspaniałe ognisko.


I ja chciałam się dołączyć do podziękowań dla organizatorów, śpiewaków, kierowców i wszystkich osób, które się przyczyniły do tego, ze te dwa dni były pełne wrażeń. Prawie każdemu udało się wyspać, w końcu budzik w postaci gęgu gęsi można uznać za okoliczność przyjemną. Mimo powszechnego miłego rozmemłania (jak to w weekendy bywa) zdążyliśmy porządnie zmarznąć i nawet udało się złapać trochę wody w kalosze (i wiatru w wiosła). Wielką frajda był widok dzielnego pajero pokonującego lodowatą wodę niczym amfibia. Załoga i kierowca wykazali zimną krew i trzymali fason, co udało mi się uwiecznić na zdjęciach. I te kiełbaski z kominka... Smakowały prawie tak samo jak pieczone na neolitycznym ognisku. I tylko łosi nam brak. Nie wiem czy można wierzyć Zbyszkowi, który zawsze wszędzie widzi łosie, nikt z licznej ekipy nie potwierdził ich obecności. Wiosna ewidentnie idzie i to dużymi krokami. Wprawdzie nie wytropiliśmy bocianów, ale lodu nie ma nawet na lekarstwo, a łabędzie się ganiają jak szalone. Fajnie jest je podglądać z poziomu kajaka.
WIELKIE DZIĘKI
Magda.
P.S. Prosimy o relacje pozostałych ekip. Co widziała załoga cytryny i corsy?


Ja potwierdzam dwa łosie - widziałem przez teleskop gdy Zbyszek zawołał - to było w sobotę wczesne popołudnie, gdy wszyscy oprócz nas i Zbyszków wyruszyli już na Biały Grąd. Iwonka też widziała. Te łosie były naprawdę daleko, więc rysopisu nie przedstawię. Natomiast zadka trzeciego nie potwierdzam.
Pozdr.
J.


Mam podejrzenia, ze to były sztuczne łosie, które tam stoją, żeby niemieccy turyści mieli co fotografować gdyby te prawdziwe były niechętne do współpracy.
Magda


Przede wszystkim chciałbym podziękować Pomysłodawcom za pomysł, Iwonie i Jurkowi za organizację, Andrzejowi za transport, Piotrkowi za śpiewanie i granie no i uczestniczkom wycieczki kajakowej :-) Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia!
Piotr Siekaj


Potwierdzam, że był to rewelacyjny czas. I już tęsknię za kolejnym ogniskowym (i nie tylko) wyjazdem. :)
Choć fizycznie gorzej, to psychicznie było mi wyśmienicie! :) Dawno nie było mi tak dobrze.
Trudno mi to ubrać w słowa, ale jak tylko obrobię zdjęcia (i filmiki ;) ),
to prześlę linka. Tam po prostu trzeba było być i przeżyć.
Pozdrawiam
Miłka


Wczytuję się i pragnę zaryzykować dwa twierdzenia :
1. Ognisko Jaremy jako droga do osiągnięcia Nirwany
2. Ognisko Jaremy jako brama do wszelakiej szczęśliwości.
PS Moja tam obecność również potwierdza postawione tezy.
Andrzej L.


2 łosie przez lunetę zmieniały położenie - więc to były bardzo dobrze udane sztuczne łosie. Natomiast na Honczarowskiej Grobli mignęło mi futro koloru szarego, sądząc z położenia nad ziemią musiało to być owłosienie charakterystyczne dla tyłka łosia. Dla niewtajemniczonych łoś jest generalnie brązowy. Od razu przestałem pchać wózek z Michałkiem przez błotnistą drogę i poleciałem sprawdzić ślady, pełno było świeżych zgryzów na krzakach. Słychać było tętent (łosia) przez mokradła. Potem prawdopodobnie łoś objawił się Agnieszce pchającej samotnie wózek.
Pozdrawiam
Zbyszek