2-6.06.2010

To miał być wyjazd ogniskowy.

Niestety, zabrakło muzycznego trzonu Jaremy i nasze ogniskowe śpiewanki okazały się straszną miernotą. Ale i tak był to niezapomniany weekend. I to nie tylko dlatego, że dla mnie był to pierwszy wyjazd Jaremowy.

Właśnie nadeszła pora powodzi w południowej części Polski. Nikt się tego nie spodziewał, że zaraz po dotarciu do naszej agroturystyki w Czarnej zostaniemy na dwa dni odcięci od cywilizacji przez wzbierającą wodę. Jedyna możliwość przemieszczania się była na piechotę.

Bezradnie przyglądaliśmy się walczącym z żywiołem mieszkańcom.

Mimo rozgrywającej się tragedii, miejscowi uroczyście przygotowali się do odbywającego się w tym czasie święta Bożego Ciała. Tak więc mogliśmy podziwiać przepiękne stroje ludowe uczestników procesji w pobliskich Brunarach. Przy okazji trwającego święta, zwiedziliśmy liczne w tej okolicy drewniane cerkwie – w tym tą słynną w Kwiatoniu.

Pogoda była piękna, słoneczna. Jak tylko woda spłynęła z gór wybraliśmy się na pieszą wycieczkę przez Magurę Małastowską i okolice. To tego dnia nasz kolega Sznurek dokonał słynnego długiego skoku przez rzeczkę, którego nie powstydziła by się polska reprezentacja lekkoatletów. Wieczorem, w klimatycznym schronisku Magura Małastowska, zajadaliśmy się naleśnikami i pierogami, które wjechały wprost na stół windą na sznurku.

Ostatniego dnia jeszcze zwiedzanie skansenu w Szymbarku i dłuuuga droga powrotna do domu. Wszak po drodze wiele miejsc było zniszczonych przez powódź i czekały nas liczne objazdy.

A z wyjazdu oprócz wspomnień została nam jeszcze jedna pamiątka. To słynne zdjęcie tańczących Jaremowiczów na tle zachodzącego słońca, które można zobaczyć na początku każdego klubowego pokazu slajdowego.

[ze wspomnień Joanny Olbryś-Man]

+++++

To był całkiem nietypowy wyjazd. Znaleźliśmy się w samym centrum deszczów, które od czwartku po południu do piątku rano zamieniły strumyki w rzeki, rzeki w rozlewiska, zrywały mosty, podmywały drogi i powodowały osuwanie się skarp. Wg naszych gospodarzy poziom strumyka w Czarnej był najwyższy w historii - w piątkowy poranek woda ledwo się mieściła pod mostkiem do cerkiewki - czyli była o 3 metry wyżej niż zwykle. Tę wodę będzie można zobaczyć dziś i jutro w Wiśle w Warszawie.

Mimo wszystko wyjazd był bardzo udany - od piątkowego zachodu słońca nastała przepiękna, bezchmurna pogoda. Mieszkańcy Beskidu cieszyli się, że turyści są, że Jarema nie stchórzyła jak wielu innych (np. wszyscy goście gościńca Banica odwołali swój przyjazd).

Dodatkowo powódź zapewniała niespodzianki i obiekty do fotografowania - jak fragment mostu na środku strumienia w Śnietnicy, albo wykolejony pociąg pod Tuchowem. Reasumując - nie sądzę, by taki wyjazd dało się kiedykolwiek powtórzyć. Był jedyny w swoim rodzaju.

Jednocześnie zachęcam - odwiedzajcie tereny popowodziowe, gdyż mieszkańcy są spragnieni turystów i okazują radość gdy takowi się pojawią, a infrastruktura turystyczna - noclegi i wyżywienie - wbrew wieściom z TV jest na swoim miejscu.

Pozdrawiam,

Jurek

+++

Chciałbym serdecznie podziękować Iwonie i Jurkowi za zorganizowanie wyjazdu - bardzo udanego mimo tragicznej powodzi.

W czwartek, zanim wjechaliśmy w strefę deszczu, zwiedziliśmy Tarnów, "Skamieniałe Miasto" koło Ciężkowic i obejrzeliśmy dworek Paderewskiego w Kąśnej.

W piątek, gdy przestało padać, obejrzeliśmy cerkwie w Brunarach i Śnietnicy, a także podziwialiśmy zachód słońca nad Wawrzką. W sobotę wybraliśmy się w góry – na Magurę Małastowską i do Owczar.

Bardzo dziękuję Michałowi za transport, a wszystkim Uczestniczkom i Uczestnikom za wspólnie spędzone piękne chwile.

Piotr Siekaj