Dziękuję Wszystkim za mile spędzony czas sobotnio-niedzielny,
a w szczególności - organizatorom Iwonie i Jurkowi
oraz osobom grającym na rożnych instrumentach (w tym Piotrkowi i Mackowi za nadawanie głównego tonu)
i udzielającym się wokalnie :-)))

Było naprawdę super!

Nawet charakterystyczny zapach ogniskowy odzieży był.

AS

+++

Kiedyś Jarema śpiewała:
"Gadał jeden dziad i drugi dziad,
że wybudują nam solidny jacht
tak budują od XXXX lat
a my pływamy tratwą....!!!!"

Tym razem to trzeba było zobaczyć! Ci co w woderach mieli całkiem dobrze na tej tratwie. Kobiety i dzieci siedziały w kapokach na ławkach, stołach lub na górnym pokładzie. Dolny pokład zanurzał się w wodzie w zależności od rozmieszczenia załogi. Gdy jeden koniec tratwy wynurzał się, drugi nawet miał wodę po łydki. Ruchy osób na górnym pokładzie zagrażały stabilności całej jednostki pływającej. W wewnętrznej kabinie można by kręcić film "Titanic", gdy przez wszystkie otwory nagle wlewała się woda. Nie straszne jednak to były widoki dla członków załogi z klubu Jarema! Nawet Ci w adidaskach, zanurzeni w zimnej, październikowej wodzie pilnowali kierunku spływu. Nasza załoga - jak flisacy weneccy - miała pewien problem - nasze 3-metrowe kije nie sięgały dna Biebrzy, a nurt był słabszy od wiatru - w efekcie tratwa zmierzała w kierunku od ujścia do źródeł rzeki - oddalając się od najbliższego portu. Wtedy na pomoc pospieszył gospodarz, który ciągnąc z całej siły liną dał radę okiełznać tratwę i przybiła ona do ostatniego skrawka twardego lądu - zanim zdążyła wpłynąć w nieprzebyte bagna Biebrzańskiego Parku Narodowego. W ten sposób zostaliśmy uratowani. Ale ślad w psychice pozostanie na zawsze.

Za Jaremu!

Jurek

+++

>>>Tym razem to trzeba było zobaczyć!

Świetne i ...prawdziwe! Ja bym tego tak dobrze nie opisał, bo dużo mniej widziałem na tej tratwie - przez łzy, które miałem od śmiechu
Fotki jednak tego nie oddadzą - nie widać jak bujało ;))
A w dworku w Mamuciej Dolinie tak zadymiło z kominka, że lepiej było słychać niż widać. Zwłaszcza nieźle dało się dosłyszeć odgłosy afrykańskich djembe i hinduskiej tabli - nie szkodzi, że w kurpsiowskich piosenkach.
Prawdziwy multi-kulti - jaremowy sound system.
No i super pogodę przywieźliśmy znad Biebrzy do Warszawy.

Fajnie było! Dzięki.

Pozdrawiam,
pioTrek