Słowacja - Kremnicke Vrchy i Mala Fatra (2002)

Tuż przed wyjazdem grupa zaliczyła straty w ludziach w liczbie 3: Piegaty oraz Justyna (w tym pierwszym przypadku była jednak nadzieja dołączenia na trasie, w tym celu opracowany został wielowariantowy plan dojazdu). Podroż do Zakopanego przebiegła w miłej atmosferze bez zbędnych przygód i atrakcji. Punktualnie o 5.40 znaleźliśmy się na dworcu w Zakopanem, wybraliśmy wariant PKS na Łysą Polanę (mógł być BUS co, jak się okazało, byłoby lepszym rozwiązaniem). Amatorów wczesnego wyjazdu w góry było tak wielu ze PKS jechał długo, a celnicy również się nie spieszyli, wiec SAD do Popradu sobie pojechał. Ale od czego fart komunikacyjny Radeckich - na granicę zajechał BUS słowacki, który bardzo wygodnie zawiózł nas do tego Popradu (po drodze wyprzedziliśmy uciekający autobus - nie miał szans). Przy okazji mamy nowe namiary na Zdziar (pokój z/ł ok. 25 zł). Dalej podróżowaliśmy pociągiem, potem pociążkiem (vlaczkiem), by wreszcie ok. 13.00 wylądować na stacyjce Harmanec Jaskynia i świętować koniec jazdy.

Po 45 min wchodzenia pod stromą góre w temperaturze ok. 30oC zdobyliśmy Harmanecka Jaskynie należącą jeszcze do Wielkej Fatry. Zwiedza się ją ok. 1 godziny. Jaskinia jest bardzo rozbudowana i obszerna (komory nawet do 40 m wysokości), długość udostępniona to 750 m i różnica wysokości wewnątrz ponad 100, łącznie do przejścia ok. 2,5 km. Mnóstwo form naciekowych, jeziorka, wodospady wapienne itp. Temperatura stała ok. 7-8oC.

Dalej poszliśmy w Kremnicke Vrchy. Góry o bardzo ciekawej formie: zalesione, ale z prześwitami (widoki), dużo form skalnych szczelin i rozpadlin z bardzo ostro opadającymi zboczami. Iść trzeba więc środkiem grzbietu i żadne trawersy nie wchodzą w grę. Dwa noclegi: jeden w chacie koła turystycznego z Bańskiej oraz w naszych namiocikach na rozległej połoninie, nieopodal pasących się byczków. Pogoda piękna 25-30oC, ale po okolicy chodzą burze. Zejście do Kremnicy obfitowało w dupozjazdy. Miasteczko jest urokliwe, opasane murami obronnymi. W jego centrum góruje zespół kościelno-ratuszowy opasany dodatkowymi murami. Nie obejrzeliśmy wewnątrz bo był poniedziałek (muzea są nieczynne). Z innych osobliwości jest mennica działająca nieprzerwanie od ok. XVI w. oraz nieczynne, ale istniejące malutkie szyby kopalni złota (Kremnica była jednym z centrów wydobycia złota w tej części Europy).

Po obiedzie (w restauracji hotelowej - wpuścili nas, wiec chyba wyglądaliśmy jeszcze jak biali ludzie) pojechaliśmy do Klastoru pod Znievom, zwiedziliśmy miasteczko: sporo obiektów z XVI -XVII w. oraz dwa najciekawsze - klasztor i kościół z XIII w. oraz ruiny (zrucanina) zamku Zniev blisko 500 m nad miasteczkiem. Środkiem płynie niesłychanie wartki, skanalizowany potok - dawniej pełnił role wodociągu.

Weszliśmy w Malą Fatrę. Urokliwy nocleg pod Hnilicka Kiczera - ognisko, gwiazdy... Obudził nas deszcz... w przygotowaniu śniadania zastosowaliśmy wariant B tj. wszyscy (9 szt) w jednym namiocie i kanapki - udało się jednak nie zjeść komuś palców zamiast parówek. Cały dzień lalo: po błocie kamieniach i powalonych drzewach w rytmie 150 m w górę, 100 m w dół dotarliśmy na Vielką Lukę. Ponieważ to połonina, to nam przywiało i zrobiło się cokolwiek chłodno. SMS od Piegatów - nie przyjadą. Deszcz i wiatr nasiliły się, stąd decyzja o noclegu w schronisku na Martinskich Holach. Grupa ze szczęścia zaczęła podskakiwać. Sporo udało się wysuszyć. Następnego dnia pojechaliśmy linówką, a potem autobusem do Streczna. Na dole słoneczko - na górze chmury jak diabli.

Hrad Strecno narodna pamiatka - okazała się rekonstrukcją średniowiecznego zamku broniącego i pobierającego myto za bród na Vahu. Po drugiej stronie ruiny Hradu Varin również na wysokiej skale jakieś 250 m nad lustrem wody (można spaść). Ostania prosta tego dnia okazała się mało przyjemna: 500 m w górę ze stałym nachyleniem 30-40 stopni.

Schronisko pod Suchym - prymityw, elektryka przez godzinę, kibel też na jakichś wariackich papierach, choć elegancki, umywalka w pokoju 9-osobowym, prysznica brak, ale tanio, tylko 100 koron. Szefu lekko zmęczony, w stylu leśniczego z Barwika. Rano chmury i deszcz i tak do końca dnia, choć to przecież Maly i Velki Fatransky Kryvan. Panorama ze szczytu teoretyczna. Nocleg w Chacie pod Chlebom - super, malutka chatka, mieliśmy wszyscy jeden pokój o wymiarach 3x3 m z łóżkami 3 piętrowymi, bar wyposażony we wszystko co potrzeba zmarzniętym wędrowcom, a nawet więcej, atmosfera super, młoda obsługa jest wyrozumiała, ale z jajem, polecam odwiedzić to miejsce i zanocować (brak gitary był bardzo dotkliwy). Kilka razy wybiegaliśmy jak dzieci oglądać chmury i przebijające się szczyty Nizkich Tatr oraz Malej i Velkej Fatry. Ponieważ przestało padać, a Slovenska televizia mówiła coś o ładnej pogodzie, postanowiliśmy nie cieniować i pomimo pewnej straty pójść do Terchowej przez Rozzutec i wąwozy skalne (wariant optymistyczny). O 6 pobudka i.... leje jak z cebra - pozostał wariant realistyczny.

Wyczynem nie lada było zachowanie kulturalnego wyglądu po zejściu ok. 1000 m po glinie, błocie i piargach. Na otarcie łez Mojzesowe Zrodla - kawał skały, z której wieloma wodospadami wypływa od razu sporej wielkości potok oraz jedna z perełek: Szutowski Wodospad ok. 40 m.

Zeszliśmy do cywilizacji. Dochodząc do stacyjki zobaczyliśmy, że uciekł nam pociąg... czyżby fart się skończył? Ależ skąd! Po półgodzinie niepewności (brak jakiegokolwiek rozkładu, a tubylcy plątali się w zeznaniach) zajechał vlaczek z bezpośrednim połączeniem na motorkę do Trsteny. Tu okazało się, że nasze buciki nie pachną zbyt pięknie i pozostaliśmy na korytarzu, choć i tu tubylcy dziwnie krzywili się wsiadając do pociągu. Trasa pociągu jest piękna, biegnie przełomem Vahu. Wrażenie robi Oravsky Hrad. Grupa śpiew! Stacja Trstena (kiedyś tory biegły przez S. Horę do Nowego Targu, ale widać komuś to przeszkadzało) - SAD do Suchej Hory, zakupy i już Chochołów, telefon po BUSa i Zakopane. Znowu fart z noclegiem (100 m od Krupówek, pełen luksus i 25 zł /os.) Zakopane to orgia turystyki knajpianej, góry większości nie przeszkadzają.... Do 24.00 czynne niemal wszystko, od barów orientalnych przez regionalne do McD.

W południe w niedzielę przerzut pociągiem do Krakowa, oglądaliśmy z okien Kalwarię Zebrzydowską i Łagiewniki. Kraków - rzut oka na rynek, naleśniki (tylko 1 godz. na przesiadkę) i IC do Warszawy.

KONIEC - zapraszamy za rok, znowu zrobimy coś ciekawego.

 

Wyjazd klubowy nr 172: Słowacja 2002 - Kremnickie Vrchy i Mala Fatra

2-11.08.2002

Iza i Radek Tabak