Everest - Trekking pod najwyższe góry świata

 

Trekking pod Mt. Everest to jeden z najsłynniejszych wysokogórskich szlaków na świecie. Bezpośrednia bliskość trzech „ośmiotysięczników”, wspaniałe, buddyjskie klasztory, przyjaźni Szerpowie - czynią krainę Solu Khumbu miejscem magicznym.

Każdy, kto przeszedł trasę z Jiri do Kala Pattar, już od dnia wyjazdu z Himalajów, marzy o powrocie w to miejsce. Na to marzenie jednakże, trzeba w pocie czoła zapracować. Wędrówka trasą trekkingu trwa 9-10 dni i składa się z codziennych podejść pod wysokie, górskie przełęcze. Niekiedy trzeba podejść 2000 m w pionie, by za chwilę zejść na dno kolejnej, himalajskiej doliny. Wysiłek wynagradzają coraz wspanialsze widoki, zaś towarzystwo sympatycznych „porterów”, niosących swoje kosze z ładunkiem dochodzącym do 70 kg, umila czas i dodaje otuchy. 
Nasze 25 kilogramowe plecaki, to prawie nic w porównaniu ładunkiem naszych towarzyszy, i do tego my niesiemy je na ramionach, a nie na pasku przeciągniętym przez czoło.

Po dojściu do stolicy Szerpów - Namche Bazaar, warto zatrzymać się na kilka dni w tej malowniczej miejscowości, aby nabrać sił i dokończyć aklimatyzację, przed wejściem w doliny wiodące ku „ośmiotysięcznikom”. Wyżej zaczyna się już kraina lodu i skał, pełna świstów wiatru i „pojękiwań demonów”. Warto więc, w jednym z mijanych klasztorów, zaopatrzyć się w stosowne amulety.


Z Namche Baazar prowadzą trasy pod trzy „ośmiotysięczniki” - Cho Oyu, Lhotse i oczywiście Mt.Everest. Zdecydowaliśmy się podejść pod wszystkie trzy. Spędziliśmy na ponad 4000 m n.p.m. przeszło 3 tygodnie, zaznaliśmy wszelkich niedogodności jakie niesie to mroźne królestwo, ale zobaczyliśmy najwspanialsze góry na świecie Ich ogrom, bezpośrednia bliskość, wywarły na nas ogromne, niezapomniane wrażenie.

Niezwykle trudno jest oddać towarzyszące nam emocje i obrazy, nawet na największym ekranie. Spróbujcie zmrużyć oczy i wsłuchać się w dochodzące z niedostępnych grani odgłosy gór, a niechybnie przeniesiecie się w mistyczny, himalajski świat Solu Khumbu. (MB)

Ania i Marcin Bonikowscy