W tym roku weekend majowy nie rozpieszczał długością, tylko cztery dni. Długo zastanawialiśmy się zatem dokąd tym razem pojechać? Tym bardziej, że wyjazd rodzinny stawia nieco inne wymagania niż typowy rajd czy wyprawa dla dorosłych Jaremowiczów.
Wybór padł na Góry Świętokrzyskie. Niewielka stosunkowo odległość od Warszawy, trochę górek, jaskinie, ruiny zamków i wiele zabytków zapowiadała ciekawy wyjazd. Nie mniej istotnym było pokazanie Jaremie-Junior patrona Klubu, Księcia Jeremiego Wiśniowieckiego "Jaremy", który spoczywa niekoniecznie w spokoju - bo codziennie ma wielu gości - w krypcie w klasztorze na Świętym Krzyżu.
Na kwaterę główną wybraliśmy Piotrów Porębiska, kilka kilometrów na południe od Nowej Słupi, gdzie znaleźliśmy dwa sąsiadujące gospodarstwa agroturystyczne o zadowalającym standardzie oraz dysponujące ogrodzonym terenem, niezbędnym dla przedstawicieli Jaremy Junior. Jedno gospodarstwo miało aspiracje pensjonatowe, drugie to typowe wiejskie gospodarstwo sprytnie przystosowane dla gości z miasta. Były nawet zwierzątka, a za stodołą swojskie zapachy. Miejsce na ognisko i możliwość rozbicia namiotów dopełnia obrazu. Wokół wieś spokojna, cisza i panoramka Św. Krzyża. Okolice to również ciekawe trasy rowerowe, co skusiło 3 osobową Grupę Rowerzystów.
Od początku podróżowało 29 Jaremowiczów w tym 16 dorosłych i 13 juniorów. W piątek dołączyli p. Maciejewscy (2+3) z namiotem, którzy potem jechali dalej na Pogórze Przemyskie.
W czwartek 1 maja ustaliliśmy zbiórkę o 13.00 pod Figurą Pielgrzyma w Nowej Słupi. Nie wszyscy zdołali dojechać na czas, więc w podgrupach ruszyliśmy na szczyt. Droga na szczyt, zwiedzanie klasztoru i obowiązkowa wizyta u Jaremy (Asia nawet postukała Jeremiemu w szybkę), a następnie zapoznanie się ze zbiorami Muzeum Narodowego Parku Świętokrzyskiego zajęło kilka godzin. W drodze powrotnej spotkaliśmy spóźnialskich. Po obiedzie zajechaliśmy na kwaterę, gdzie po rozpoznaniu terenu, i ulokowaniu po kolei wszystkich uczestników, przystąpiliśmy do rozpalenia ogniska. Była gitara, śpiew, kiełbaski i piwko. Zabawa trwała do późnej nocy. Ogniomistrz Krzyś przy pomocy innych juniorów dbał o właściwą wysokość płomienia.
Piątek był dniem zwiedzania. Na początek pojechaliśmy do Jaskini Raj. Szczęśliwie zarezerwowaliśmy bilety wcześniej, gdyż o 11.00 można było zakupić wejściówkę na 19.00. Przy wejściu mała awantura. Obsługa nie chciała wpuścić dzieci w nosidełkach. Chodziło o nosidełka oczywiście, które są podobne do plecaków, z którymi do jaskini wstęp jest zabroniony. Próby wyjęcia Asi z wygodnego fotelika kończyły się niebotycznym wrzaskiem (Piotruś i Wojtuś okazali się miękcy w negocjacjach i ustąpili) Pozostało mi więc przekonać wyjątkowo oporną obsługę, że nosidełko to jednak nie plecak i udało się .... w końcu. Jeszcze przed wejściem do tunelu prowadzącego do jaskini Asia zdecydowała zwiedzać na własnych nóżkach - ma charakterek no nie?
Jaskinia jak jaskinia, w Polsce na pewno stanowi jeden z ciekawszych obiektów tego typu, ale na tle choćby jaskiń słowackich, które uczestnicy wypraw Jaremy mogli zwiedzić w ostatnim czasie wypada dość blado. Ale dzieci zachwycone (może z wyjątkiem Marcinka, któremu nie odpowiadają ciemności) i o to chodziło.
Kolejnym przystankiem na trasie był zamek w Chęcinach. Piękna warownia na wzgórzu, ze wspaniałą panoramą ze szczytu wieży. U podnóża wzgórza zamkowego malownicze miasteczko Chęciny.
Na koniec dojechaliśmy do Tokarni gdzie znajduje się skansen wsi kieleckiej. Na rozległym, pagórkowatym terenie przedstawiono ponad 20 obiektów z terenu Kielecczyzny. Czas zwiedzania ok. 1,5 godz. U wejścia do skansenu stylowa karczma serwująca kilka regionalnych dań (żur w chlebie, kapusta z ziemniakami + jakieś mięsko, smalec itp.). Po całodziennym zwiedzaniu powróciliśmy na kwaterę gdzie tradycyjnie rozpaliliśmy ognisko.
W sobotę celem głównym było zdobycie najwyższego szczytu Gór Świętokrzyskich - Łysicy 612 m n.p.m.) Trasa wiodła ze Świętej Katarzyny, koło cudownego źródełka, wśród pięknych jodeł, a na samej górze przez fragment gołoborza. Zwycięzcą marszu została Ola, na drugiej pozycji uplasował się Krzyś. Po zrobieniu pamiątkowych fotek ruszyliśmy szybkim krokiem w dół, gdyż coś dziwnego zaczęło się dziać z piękną dotychczas pogodą.
Po zebraniu się na parkingu postanowiliśmy pojechać do Bodzentyna celem zwiedzenia zabytkowego kościoła oraz ruin zamku biskupów krakowskich. W Bodzentynie lunęło i zawiało jak w kieleckiem, tak że dopiero po półgodzinie czekania w samochodach mogliśmy ruszyć na zwiedzanie. Kościół niestety tylko przez kratę, ruiny z kolei zaniedbane i zdewastowane (najistotniejsze z zachowanych elementów to portal z czerwonego piaskowca i sztukaterie nad oknami z herbami).
Po drodze do Nowej Słupi zatrzymaliśmy się przy kościele w Tarczku. Romańska budowla powstała w XIII w. Niestety, zamknięta na głucho, plebania również. Po obiedzie rozpadało się na dobre, więc wróciliśmy na kwaterę.
Ku rozpaczy dzieci (a Krzysia w szczególności) było mokro i ognisko nie chciało się palić. Dorośli prowadzili dyskusję jak zwykle w kuchni u sąsiadów. Po uśpieniu dzieci impreza przeniosła się do naszego domu, również do kuchni (były kiełbaski z patelni i piwko), tym razem jednak długo śpiewaliśmy przy gitarze. Były także szanty "bo tu też kiedyś było morze".
W niedzielę niestety powrót, ale nie tak znowu szybko. W Łagowie udaliśmy się do kościoła. Ponieważ było św. Floriana, maszerowała i nawet marsza grała orkiestra strażacka z figurą świętego.
Następnie pojechaliśmy do Ujazdu gdzie znajdują się jedne z najokazalszych ruin zamków - Krzyżtopór. Juniorzy byli zachwyceni, obeszli wszystkie dostępne kondygnacje od lochów po dach. Niektórzy urządzili piknik pod murami na dziedzińcu, bo pogoda była piękna, tylko trochę wiało. Opuściliśmy monumentalną budowlę i przez Opatów, gdzie wznosi się wspaniała kolegiata (inną atrakcją turystyczną jest zwiedzanie trasy podziemnej pod kamienicami na rynku) popędziliśmy do Krzemionek Opatowskich. Znajduje się tam, przystosowane do zwiedzania wykopalisko archeologiczne w postaci neolitycznych kopalni krzemienia pasiastego. Kopanie zwiedza się poruszając się tunelem pod ziemią, poznając pracę górników sprzed 5 tys. lat. Na terenie jest również rekonstrukcja wioski z tamtego okresu. Jeszcze tylko obiad i powrót.
Czasu nie było za wiele więc pozostało jeszcze sporo do zobaczenia dlatego kiedyś wrócimy tu znów.
Iza i Radek