Ognisko, ognisko i już po ognisku, a właściwie po "kominowisku".
Tym razem frekwencja w Mamuciej Dolinie była bardzo słabiutka. Pojawia się wiele nieśmiałych głosów, że wyjazd był ogłoszony zbyt późno. Część zaś tych, którzy narobili nam nadzieję, w ostatniej chwili rozchorowała się. Jakby tego było mało, pogoda też nie dopisywała, przynajmniej w pierwszej połowie wyjazdu.
Najwcześniej w Mamuciej Dolinie pojawił się zespół: Miłka, Asia i Andrzej. I to po wcześniejszym zwiedzeniu całego Tykocina, zjedzeniu tradycyjnego obiadu w Tejszy i wysłuchaniu koncertu kolęd w wykonaniu zespołu Czerwona Mucha, który odbył się na Zamku.
Pozostali Jaremowicze dobili do naszego agro około 21.00. Tego dnia śpiewanki trwały wyjątkowo długo. Dopiero około 3.00 - 4.00 wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi. Z tego powodu spanie było aż do południa a nawet dłużej. Niektórym trudno było opuścić  domowe pielesze aż do wieczora. Drużyna Kulczyków najszybciej zebrała się w sobie i w pełnym składzie wyruszyła na bagna. Mieszkańcy Domku Myśliwego, za wyjątkiem Baltazara, który gdzieś zniknął, wybrali się do Drozdowa zwiedzić Muzeum Przyrody. Muzeum zaskoczyło nas piękną historią rodziny Lutosławskich. A główne zbiory muzeum zawierały nie tylko wypchane zwierzęta i ptaki (zresztą bardzo bogate) ale również dużą kolekcję motyli i akwaria z żywymi rybami z całego świata.
Wieczorem odwiedziliśmy Łomżę, aby popatrzeć na ruchomą szopkę u Kapucynów. Potem część z nas wybrała się na obiad do restauracji greckiej. Inni woleli swojskie klimaty Oberży pod Czerwonym Baranem w Piątnicy.
Tego wieczoru już nikt nie był wytrwały w śpiewankach. Jedni wylądowali od razu w łóżku, inni drzemali w fotelach udając, że słuchają.
Za to w poniedziałek pobudka była sprawniejsza. Jak zwykle Kulczyki pierwsi wybrali się na brodzenie po błocie. Zespół: Miłka, Asia i Andrzej wybrał się na całodniowy spacer wzdłuż Narwi w okolicy Góry Strękowej i wytrwał aż do zachodu słońca. Pozostali szybko pomknęli do domu nadrabiać zaległości w spaniu.
Aha, jakby ktoś nie wiedział w jakiej porze roku odbyło się owe "ognisko" to na pamiątkę przywieźliśmy całe naręcze gałązek z baziami :-)

Pozdrawiam
Asia O.

+++

Kominkowisko, wspaniałe kominkowisko!
Muzyka gitarowa przez całą noc. To niezwykłe, że można tak długo grać na gitarze, śpiewać, a jakość muzyki poprawia się im głębiej w noc! Piotrze byłeś wspaniały! A wiem co mówię, bo oba dni dotrwałem do końca, piłem niewiele alkoholu, więc jest to opinia na trzeźwo.
Sobotnią noc skończyliśmy o 5:00, niedzielną o 3:00.

"Pozostali szybko pomknęli do domu nadrabiać zaległości w spaniu." - niezupełnie. W poniedziałek po wybudzeniu się w Mamuciej Dolinie wybraliśmy się późnym popołudniem na spacer wzdłuż Biebrzy, który trwał niemal do zachodu słońca. Potem odjechaliśmy do Białegostoku aby zmyć zapach Biebrzy pod prysznicem przed wejściem do basenu ze sztuczną falą w parku wodnym Tropicana hotel Gołębiewski Białystok naprzeciwko pałacu Branickich. Takie tropikalne zakończenie zimowego ogniska :) W domu byliśmy o 22:00.

"Pojawia się wiele nieśmiałych głosów, że wyjazd był ogłoszony zbyt późno" - informacja, że będzie wyjazd była ogłoszona już w listopadzie na slajdach, a nawet wstępnie na poprzednim ognisku wrześniowym w Kropiwkach. Natomiast bardzo trudne jest wcześniejsze zarezerwowanie kwatery i tym samym podanie szczegółów ogniska na datę 4-6 stycznia, dlatego, że każdy gospodarz marzy o tym, aby warunki sylwestrowe trwały - aby goście płacący za nocleg stawki z najwyższego sezonu spali aż do 6 stycznia.  Dopiero twarda rzeczywistość - widmo pustych łóżek - zapewnia radosne przyjęcie Jaremy po stawkach sezonu niskiego. Ale o tym, że łóżka będą puste gospodarz przekonuje się dopiero tydzień przed terminem, gdy sylwestrowi goście twardo oświadczą kiedy wyjeżdżają. Dlatego, z konieczności, wszystkie ogniska w terminie 3 Króli były, są i będą ogłaszane bardzo późno.

Ah, co za cudowne ognisko to było!

Pozdrawiam,
Jurek

+++

Cóż fajniejszego dla miłośników długich, zimowych wieczorów i nocy, spędzanych przy kominku i gitarze z grupą przyjaciół? Ja niewiele takich rzeczy odnajduję :-)
Za oknami drewnianego domu na wysokiej skarpie, zalana wodami Biebrzy szeroka dolina, wieczorami gęsta, gotycka mgła, zza której trudno wypatrzeć drogę na Szostaki, a w środku przyjemny trzask palącego się drewna w kominku, leczniczy Suktinis na stole i wyborne towarzystwo, któremu chciało się tu przyjechać w środku jesiennej zimy.

Tym z Was, którzy mimo zimowego znużenia, dzielnie dotarli i spędzili dwie kameralne noce przy kominku i nastrojowych dźwiękach gitary, bardzo serdecznie dziękuję. To była wielka frajda móc spędzić je z Wami :-)
Szczególne ukłony dla Iwonki i Jurka za organizację imprezy i negocjacje z gospodarzem, a przede wszystkim za ciągłą, niezachwianą wiarę w jaremowe towarzystwo, że jednak nadal warto namawiać i skrzykiwać nas na takie imprezy. Kochani, nie ustawajcie w tym przekonaniu, bo przecież jak nie Wy, to kto? ;-)

Pozdrawiam,
Pozytywnie nastrojony Pepe :-)