5 kwietnia 2014, godz. 18.00
Argentyna - Nie tylko w rytmie tanga
Marzena Wodnicka

Tych, którzy posądzają mnie o powrót do koncepcji podróżowania “alfabetycznego”, muszę wyprowadzić z błędu. „A”rgentyna przydarzyła mi się dość nieoczekiwanie, choć może tak naprawdę już od jakiegoś czasu na mnie czekała wraz z zaproszeniem wyrażonym przez przyjaciół?

Brak ugruntowanych przygotowań i „rozpracowanych” starannie tras sprzyjał chłonięciu nowej rzeczywistości, a niespieszne tempo podróży pozwalało na delektowanie się – podobnie jak argentyńskim winem – kolejnymi „nutami” odwiedzanych miejsc.

Argentyna to dla mnie nie tylko rytmy tanga, ale też chamamè towarzyszące krajobrazom północno-wschodniej części kraju, kompozycje Ennio Morricone na zawsze dla mnie związane z Wodospadami Iguazú i i obszarami jezuickich misji, „organiczna” muzyka podnóża Andów i wietrznej Patagonii, karnawałowe dźwięki Gualeguaychú, oraz wszechobecne na publicznych „ferias”, a nawet na milongach w Buenos Aires, chacarery.

Dawno nie spotkałam tak serdecznych ludzi, którzy prawdziwie cieszą się czasem spędzanym ze swymi bliskimi. Dawno nie widziałam nastolatków entuzjastycznie towarzyszących śpiewem wiekowym folkowym wykonawcom. Dawno nie byłam w stolicy, gdzie równie powszechne są demonstracje polityczne, przerwy w dostawie prądu i występy największych artystów w eleganckich salach koncertowych i teatrach. I oczywiście – dawno nie zjadłam takiej ilości przepysznej wołowiny!

Konkludując w typowym argentyńskim stylu - było „muy, muy lindo”!