WENEZUELA - Zaginiony świat
W krainie wodospadów
Naszą podróż rozpoczynamy od najwyższego wodospadu na świecie, Salto Angel, uważanego za największą atrakcję Wenezueli. Docieramy tam curiarą - wyłupaną w pniu drzewa łodzią o napędzie motorowym. Nocujemy tuż naprzeciw spadającej z prawie kilometra nitki wodospadu, w luksusowej sypialni. Wracamy do wypadowego punktu wyprawy: Canaimy, maleńkiej osady położonej w samym sercu dżungli nad brzegiem przepięknej laguny. Z wielkim hukiem spada tu ze skalnego progu Rio Carrao tworząc szereg wodospadów. Przepływamy tuż przy nich, maszerujemy za nimi, oglądamy je z dołu i z góry. Rio Caura. Prawdziwy relaks. Całe dnie spędzamy na łodzi. My, nasz przewodnik Javier i sternik, 16-letni Eliot. Javier śpiewa przekrzykując wiatr. Noc spędzamy w hamakach na malutkiej wysepce pośrodku rzeki. Celem naszej podróży jest El Playon, położona malowniczo wioska z przepiękną plażą. Jeszcze większą atrakcją okazują się jednak wodospady, których ogrom i bliskość dosłownie zatyka dech w piersiach. Zachwyceni zostajemy tu na dwa dni, poznając uroki dżungli i spędzając wieczory na pogawędkach z mieszkańcami wioski.
Zaginiony świat
[...] Widzimy ją tuż przed nami. Jest ogromna i niedostępna, groźnie wyzierając spod gęstych chmur. Przez ostatnie dwa dni powoli zbliżaliśmy się do niej, oglądając i podziwiając ją z daleka, a teraz jesteśmy u jej stóp. [...] Wspinamy się po gigantycznych stopniach wzdłuż gładkiej ściany, pomiędzy coraz dziwniejszą roślinnością, aż dosięgamy chmur i przestajemy widzieć siebie nawzajem. Idziemy powoli otoczeni białą pustką, z której gdzieniegdzie zaczynają wyrastać czarne baśniowe twory. W końcu robi się płasko. Dotarliśmy na szczyt Roraimy. Roraima okazuje się łaskawa i rankiem zdmuchuje chmury, pozwalając nam zobaczyć się w pełnej krasie. I oto wita nas świat, który już dawno przeminął, świat, który zapomniał pozbyć się prastarej roślinności i zburzyć powstałe milion lat temu skały. świat, który w niczym nie przypomina ziemskiego krajobrazu. Wita nas Zaginiony świat!
Na "słonecznych" wyspach
Ulewa. Od kilku dni niezmiennie pada. Słoneczne wyspy Los Roques całkowicie zalane. Większość turystów już dawno się ewakuowała, ale my mamy jeszcze kilka dni do odlotu. Zostajemy. Przez dwa dni włóczymy się w sztormiakach narzuconych na kostiumy kąpielowe po Grand Roque, największej zamieszkanej wyspie w tym archipelagu, brodząc w wodzie po kostki. Szczęśliwie deszcz mija. Mamy jeszcze dwa dni na rozkoszowanie się zasłużonym odpoczynkiem, a potem... hasta la vista, Venezuela!
Agnieszka i Tomek Święch