Puszcza Augustowska (2006)

Postanowiliśmy, że nasza krótka podróż poślubna do Puszczy Augustowskiej będzie rowerowa. Zabraliśmy rowery na bagażnik i pojechaliśmy do Płaskiej w sam środek Puszczy Augustowskiej. Mieszkaliśmy w drewnianym domku, w pokoju z widokiem na jezioro Gorczyca, niedaleko śluzy nad Kanałem Augustowskim, przy której papież Jan Paweł II w 1999 r. zakończył rejs statkiem. Z okna pokoju podziwialiśmy różne gatunki ptaków, najliczniejsze były błotniaki stawowe polujące, zbierające materiał na gniazdo, kochające się.
Wiejskie obiadki m.in. kartacze serwowane przez panią gospodynię bardzo nam smakowały.

Miejsce okazało się dobrą bazą wypadową na rowerowe eskapady po okolicznych lasach. Spodziewaliśmy się, ze podczas majowego weekendu teren przyległy do Kanału Augustowskiego będzie licznie nawiedzany przez turystów. A my w lesie spotkaliśmy tylko jednego rowerzystę i nie był to Warzywo.
Puszcza Augustowska jest jedną z ostatnich ostoi głuszca i w tym okresie odbywają się ich tokowiska. My nie chcieliśmy ich płoszyć, ale dokładnie spenetrowaliśmy szlaki m.in. wokół Kuriańskiego Bagna natykając się na liczne okazy kur głuszca oraz jarząbki. Samców głuszca niestety nie spotkaliśmy. Dzięki wskazówkom miejscowych mieliśmy sesję zdjęciową z samicą głuszca - zupełnie się nas nie bała, prawie mogliśmy ją pogłaskać.
Jeśli chodzi o inne gatunki fauny to Puszcza Augustowska nie była dla nas łaskawa. Spotkaliśmy i fotografowaliśmy jelenie, widzieliśmy zające i żbika (lub zdziczałego kota, tak dokładnie to nikt nie wie, jak wygląda prawdziwy żbik, ale spotkanie z nim miało miejsce bardzo daleko od siedzib ludzkich) - ale z innych zwierząt widzieliśmy tylko ślady m.in. wilka. Puszcza to za dużo powiedziane - jest to teraz las gospodarczy z dużą ilością młodników i nowych zrębów. Rysi tam podobno nie ma i nie należy się temu dziwić, bo brak tam naturalnych siedlisk.
Wilki augustowskie polują na sarny ganiając je po całym lesie. Często się zdarza, że podczas ucieczki sarna szukając ratunku wybiega na ludzi licząc, że to spłoszy wilka. Saren jest tu bardzo mało i nawet myśliwi nie polują na nie.

Szczególnie urzekająca była trasa rowerowa biegnąca od dwukomorowej śluzy Paniewo, wysokim brzegiem jeziora Krzywego i Mikaszewo do śluzy Mikaszówka i powrót ich południowym również bardzo wysokim brzegiem. Podziwialiśmy piękne widoki i całkowity brak ludzi - długi weekend już się skończył, niestety pozostały śmieci.
Widzieliśmy też dwie ostatnie po stronie polskiej - obecnie remontowane - śluzy na Kanale Augustowskim, Kudrynki i Kurzyniec. Przy śluzie Kurzyniec budowane jest kajakowe i drogowe (według zakupionej mapy) przejście graniczne z Białorusią. W trakcie budowy jest m.in. barak graniczny (po stronie białoruskiej) o architekturze zupełnie nie pasującej do tego miejsca. (Polecamy dawne zdjęcia sprzed remontu.) Kanał od śluzy Kudrynki, dotychczas nieużywany, jest obecnie remontowany i remont dotyczy również części białoruskiej. Podczas oglądania śluzy Kurzyniec podjechał do nas polski pogranicznik na motorze i wygonił. Zagroził mandatem i radził pilnowania ścieżek w drodze do Wołkusza, bo często turyści są na tym odcinku porywani przez białoruskie straże graniczne.

Obejrzeliśmy remontowany jaz Wołkuszek - ostatni na polskiej stronie, bo śluza Wołkuszek jest już po białoruskiej. Czarnym szlakiem biegnącym przy granicy udaliśmy się do Wołkusza, a potem do Bohaterów Leśnych Starych i Nowych. Na wzgórzach stoją bunkry linii Mołotowa. Wróciliśmy do Rudawki - wsi z piękną zabudową drewnianą, trzeba się spieszyć by odwiedzić to miejsce, gdyż powoli przestaje być "miejscem na końcu świata" i stara zabudowa znika ustępując zabudowie letniskowej. A jak otworzą przejście w Kurzyńcu to turyści zadepczą ten piękny dziki zakątek.

W jedyny deszczowy dzień (2.05) wybraliśmy się samochodem: do Gib - gdzie udało się nam zobaczyć w trakcie sprzątania drewniany kościółek-dawną molennę staroobrzędowców z wystrojem w stylu puszczańsko-myśliwskim (np. żyrandole i świeczniki zrobione z poroży jeleni, koziołków itp.)
W Sejnach podziwialiśmy bazylikę Nawiedzenia NMP, gdzie znajduje się słynąca łaskami figura Matki Boskiej Sejneńskiej. Należy ona do jednego z typów figur szafkowych Madonny (obok sejneńskiej są jeszcze tylko 4 tego typu w Europie). Jest to krzyżacki polowy ołtarzyk z przełomu XIV/XV w. Bardzo chcieliśmy zobaczyć otwartą figurkę, ale jest ona otwierana tylko 6 września (rocznica koronacji) i podczas ważnych uroczystości m.in. pielgrzymkowych.
Zwiedziliśmy również klasztor podominikański - bardzo zniszczony, wymagający natychmiastowego remontu. Podobno został złożony wniosek o finansowanie ze środków UE, ale kiedy będzie rozpatrzony i z jakim skutkiem - nie wiadomo. Po smacznym i tłustym obiadku w pobliskiej i jedynej restauracji w Sejnach (cepeliny i kołduny - polecamy) pojechaliśmy nad Wigry.
Pięknie położony zespół klasztorny kamedułów przywitał nas kurpiowska muzyką. Właśnie kończyła się tam 2-dniowa folkowa majówka, zdążyliśmy jeszcze potańczyć na kurpiowskim weselu. Klasztor wyremontowano i jest dużą atrakcją dla turystów. Szkoda, że nie ma w nim już żadnego żyjącego kameduły. Pozostały tylko prochy w krypcie kościelnej. Odwiedziliśmy również Augustów (tanie mapy w IT) i Suwałki (akurat to był 3 maja, uroczystości i pełno ludzi, nie było porządnego folkowego zespołu tylko kapela podwórkowa). Byliśmy też w kaplicy na wyspie w Studziennicznej koło Augustowa, w której modlił się Jan Paweł II podczas pielgrzymki w czerwcu 1999 r (na brzegu jest pomnik-postać papieża wychodząca pomostem na brzeg)

Będąc nad Kanałem Augustowskim trzeba popływać kajakiem. Pożyczyliśmy więc kajak od gospodarzy i popłynęliśmy najpierw trochę w stronę Augustowa. Jednak szybko zawróciliśmy, bo jak się okazało wtargnęliśmy na terytorium łabędzia, który w pobliżu miał gniazdo. Zdenerwowany Gabryś kilkakrotnie się rozpędzał i lądował tuż przed naszym kajakiem posykując i strosząc wszystkie pióra. Zdołaliśmy uciec i szybko znaleźliśmy się z powrotem na jeziorze Gorczyca tuż przed śluzą. Po śluzowaniu popłynęliśmy dalej przez jez. Orle, kanał Paniewo do jez. Paniewo. Po drodze nad brzegami widzieliśmy liczne ślady żerowania bobrów, żeremia, pełno różnych ptaków m.in. perkozy, żurawie, kaczkę krzyżówkę na gnieździe, kormorany. Podczas odpoczynku nad dwukomorową śluzą Paniewo byliśmy świadkami ataku bielika. Nurkował z bardzo dużej wysokości i przed powierzchnia wody wykonał pętlę, by wytracić szybkość i nie trafił w kaczkę. Ponowny atak był również nieudany.

W drodze powrotnej do Warszawy zahaczyliśmy o molennę staroobrzędowców w Gabowych Grądach. Potem nad Biebrzę na bataliony. Dojechaliśmy do Kopytkowa do dworku "Na końcu świata". Z płatnej wieży widokowej mogliśmy podziwiać kilka łosi i mnóstwo latających drapieżników myszołowy, błotniaki, żurawie (udające wilki). Koło dworku leżą tratwy do spływów Biebrzą (z domkami-czatowniami na pokładzie). Od Rumcjasa dowiedzieliśmy się, że bataliony są na Białym Grądzie. Bataliony to takie małe, drobne ptaszki, które noszą ozdobną szatę godową z charakterystycznymi większymi piórkami wokół szyi- nastroszone wyglądają jak lwia grzywa, ale w różnych kolorach. Widzieliśmy je w małych stadach po kilka sztuk. Z roku na rok jest ich coraz mniej. Kiedyś były obiektem polowań - każdy chciał mieć całą kolekcję batalionów, gdyż każdy jest inny. Najlepiej było je obserwować z samochodu, co czynili Polacy i Holendrzy, ale w sumie tylko 8 osób. Widocznie resztę opanował strach przed ptasią grypą. Oprócz dużych stad ptaków różnego gatunku, na Białym Grądzie widzieliśmy łosie z bardzo bliska.

Pozdrawiamy,
Agnieszka i Zbyszek Henning