VI Polsko-Ukraińskie Spotkania Muzyczne

Za nami kolejny, wyjazdowy, letni weekend. Weekend pełen wrażeń muzycznych, spotkań z dziką, puszczańska przyrodą; z serdecznymi i gościnnymi ludźmi.

Tym razem, sześcioosobowa ekipa Jaremy wybrała się na Podlasie, do Grabowca, Czeremchy, Puszczy Białowieskiej... Do Grabowca dotarliśmy w środku nocy, właściwie już w sobotę. Resztę bezchmurnej, księżycowej nocy spędziliśmy na wiejskim podwórzu przy ognisku; gitarze; śpiewach; kiełbaskach; litewskiej, aromatycznej nalewce (Trojas 999, czyli popularna "trojanka") oraz litewskim i ugandyjskim piwie. W powietrzu unosił się afrykański Duch Nilu... i dźwieki popularnego, światowego hitu z Rumunii (...numa, numa jej!!!)

Gdy juz się dobrze wyspaliśmy, zasiedliśmy do muzycznego śniadanka na podwórzu. Zabrzmiały dźwięki gitary, wokół od drzewa do drzewa krążyły rozwrzeszczane szpaki, po ławie przechadzał się łasuch-kotek, a przez niski płot zaglądał zaciekawiony przybyszami konik... Prawdziwa sielanka.

A przed wieczornymi koncertami, wybraliśmy się na dwie leśne wycieczki.
Iwonka, Jurek i Zbyszek pojechali się do puszczańskiego uroczyska Topiło, skąd na rowerach zrobili trasę w najdzikszą, najbardziej dziewiczą cześć puszczy - do doliny Leśnej Prawej, przy samej białoruskiej granicy. W jeździe przez malownicze łąki, towarzyszyło im stadko saren i niewielka żmija.
Ania, Piotrek i Piotrek wyruszyli zaś śladami niedawnego tornada nad rezerwatem i wsią Jelonka pod Kleszczelami. Krajobraz jak po wojnie. Położona w środku lasu, zaciszna wioska częściowo jest już odbudowana (nowe dachy i szczyty; nowe płoty przy zagrodach), jednak większość zabudowań gospodarczych i przydomowych ganków nadal pozostaje zupełnie zniszczonych. Na malutki, wiejski cmentarzyk i kapliczkę zawaliły się wszystkie okalające go sosny i brzozy... Najbardziej przerażające wrażenie robi zwalony las. Trąba powietrzna wykosiła w lesie pas (zupełnie jak na lotnisku) o szerokości ok. 150 metrów, łamiąc lub przewracając większość drzew (głownie młode i starsze sosny i brzozy). Drzewa powalone leżą jedno na drugim, te większe wyrwane z korzeniami, te mniejsze złamane jak zapałki na wysokości 2-3 metrów nad ziemią. Jak ogromna musiała być siła, która tak łamie drzewa? Groza po prostu.
Część powalonych drzew (głownie przy drodze Kleszczele-Hajnówka) jest systematycznie usuwana przez służby leśne, ale zwalonych, powyginanych drzew do przerobienia jest jeszcze cała masa...
Na bocznej drodze z Kleszczel widzieliśmy też powyrywane z korzeniami wielkie lipy i przydrożne topole.

Do Czeremchy przyjechaliśmy na Polsko-Ukraińskie Spotkania Muzyczne, niewielką, lokalną imprezę, przedstawiającą tradycyjną muzykę i obrzędy ukraińskiego Polesia (Równe na Ukrainie) oraz ukraińskojęzycznej mniejszości, zamieszkującej tereny Podlasia "nad Buhom i Narwoju". Tego wieczora, cała Czeremcha tętniła ukraińskimi śpiewami, muzyką ludową i folkową. Nowe mieszało się ze starym, teraźniejszość z zamierzchłą przeszłością. Obok widowiska "Poleskie wesele"; tradycyjnych śpiewów w wykonaniu wokalnej, ukraińskiej grupy Horyna; podlaskich zespołów śpiewaczych (dziarskie babcie w ludowych strojach) z Czeremchy, Wólki Terechowskiej, Dubiażyna; zespołu dziecięcego Ranok z Bielska (taniec i śpiew); ze sceny do późnych godzin nocnych rozbrzmiewał ukraiński folk i folk-rock w wykonaniu zespołów Kosari, Stara Chata czy Krajina U (wszystkie z Ukrainy) oraz Enej, Na meżi i Tyrsa (te juz z Polski). Na scenie odbywał się konkurs wokalny dla publiczności "Spiwaj po swojomu"...
Nam do gustu najbardziej przypadły występy Eneja (z Olsztyna - słuchać że dobrzy kumple Horpyny ;)), Starej Chaty (wielce ekscentryczny i charyzmatyczny lider i gitarzysta) i (jak zwykle: ras, dwa, triii...) Kosari. Skoczne, melodyjne folkowe granie; tradycyjne ukraińskie przeboje ze sceny, przeplatały się z śpiewem i tańcami pod sceną.
Równie ciekawie i miło było w kuluarach, gdzie w przytulnej świetlicy Domu Kultury, gospodarze, czyli Basia i Mirek z Czeremszyny, przyjmowali gości jedzeniem, piciem, trunkami, uściskami i opowieściami o ich niedawnych koncertach w Bretanii...
Do chaty w Grabowcu wracaliśmy już późno w nocy. Tam podobno były jeszcze jakieś kuchenne, ukraińskie śpiewy przy karmelowej nalewce Babci Niny, ale tego to ja już za dobrze nie pamiętam...

Niedzielę zaczęliśmy tradycyjnie koło południa, śniadankiem na podwórzu. Nasze gromkie śpiewy "po naszomu", przyciągnęły na podwórko gospodynie z sąsiedztwa. Zaproszona do stołu, z uwagą i zaciekawieniem przysłuchiwała się tutejszym piosenkom "Oj u wiszniewomu sadoczku", "Na wulicy mokra", czy "Jak zabawa, to do rania"... Weryfikacja była pozytywna - pani zrozumiała i pochwaliła, że dobrze nam idzie ;)) No, ale na nas czekała już u siebie w Dubiczach Cerkiewnych Babcia Nina.
Po drodze do Dubicz udało się nam jeszcze zrobić klubowe fotki w jaremkach, w zbożu, według koncepcji Zbyszka ("Hora, hora hej, i dolina"), a potem już zasiedliśmy przy wielkim stole, wspólnie z rodziną Babci Niny do niedzielnego obiadu ;) Ugoszczeni jajecznica, mięsiwem z ziemniakami, pysznymi racuchami z serem, sałatką, wstaliśmy od stołu dopiero gdy opróżniła się wielka butla słodkiej nalewki. Kiedy już języki rozwiązały się na dobre, przy stole królowała śpiewna, "tutejsza" mowa Dziadzi Wicii...

Po gościnie u naprawdę serdecznych Leoniuków, zaopatrzeni w butle z nalewką, resztę niedzieli postanowiliśmy spędzić zdrowo, na łonie przyrody. Po ponownej wizycie w zniszczonej Jelonce, Iwonka z Jurkiem pojechali na kolejną wycieczkę rowerową po puszczy, do Topiła i doliny Leśnej Prawej (czekamy na opisy wycieczek); Ania z Piotrkami pojechali prosto do Mielnika nad Bugiem; i tylko Zbyszek udał się prosto do Warszawy.
Mielnik to miasteczko, urokliwie położone na stokach doliny Bugu. Nad rzeką ciągną się piękne łąki, pośród których wybraliśmy się na wycieczkę, w kierunku widocznych na drugim brzegu, zabudowań wioski Zabuże. Tam wszak już wkrótce odbędzie się kolejne Ognisko Jaremy. W Mielniku odwiedziliśmy też niewielki amfiteatr "Topolina" nad rzeką, gdzie już w najbliższy weekend (07.08.-08.08.) odbędą się coroczne "Muzyczne Dialogi nad Bugiem - ogólnopolskie prezentacje kultury mniejszości narodowych" (zagra min. Czeremszyna). Do Warszawy wracaliśmy już po zmroku.

I tak oto skończyło nasze podlaskie spotkanie z muzyką, kulturą i przyrodą, "mieżdu Buhom a Narwoju"

Pozdrawiam
Piotrek