Suwalszczyzna (2006)

Witajcie

Inna grupa Jaremowiczów wraz dziećmi udała się nieco dalej na północ, na Suwalszczyznę, do Sumowa koło Sejn. Mieszkaliśmy w agroturystyce nad jeziorkiem, ciepła woda, sprzęt pływający do dyspozycji - pełen relaks. Oprócz jeziorka dla dzieciaków niezwykła frajdą były rozmaite zwierzęta gospodarskie z maluteńkimi kotkami na czele i psem grającym w piłkę.

Na miejsce dotarliśmy we czwartek ok południa. Droga super, zero tirów, korków i policji, tylko w Łomży, Grajewie i Augustowie należy uważać na fotoradary stacjonarne (diabli wiedzą czy czynne, ale lepiej nie sprawdzać). Jechaliśmy trasą białostocką przez Zambrów, Łomżę, Agustów, a od Gibów (procesja) już na skróty do Sumowa. Pogoda wspaniała. Po relaksie nad jeziorem udaliśmy się do Sejn podziwiać Bazylikę wraz z klasztorem, synagogę i fragmenty starej zabudowy miasteczka. Obok synagogi znajduje się Dom Pogranicze. W synagodze organizowane są koncerty i inne imprezy promujące i integrujące środowiska pogranicza. Klasztor można zwiedzać w środku. Jest w stanie kapitalnego remontu. Wieczorkiem oczywiście imprezka integracyjna.

Jezioro w TurtuluKolejnego dnia udaliśmy się całą grupą do Suwalskiego Parku Krajobrazowego, do Turtula, skąd zaczyna się ścieżka poznawcza nad Doliną Czarnej Hańczy. W Turtulu znajduje się dyrekcja Suwalskiego Parku Krajobrazowego oraz ruiny młyna i punkt widokowy, skąd roztacza się przepiękny widok na jeziorko utworzone przez Czarną Hańczę oraz dalszą okolicę. Trasa niezwykle malownicza z licznymi punktami widokowymi prowadzi skrajem głębokiej, wijącej się licznymi zakrętami doliny. W dole Czarna Hańcza to meandruje i rozlewa się szerokimi zakolami, to spada po kamieniach jak w górskim potoku. Po drugiej stronie widać najciekawsze głazowisko Bachanowo. Głazowisk takich na terenie SPK jest więcej. Ciekawym zjawiskiem jest także sucha dolina zawieszona - kolejne ze zjawisk świadczących o pracy lodowca. Dochodzimy do jeziora Hańcza. Głęboki, ciemno-błękitny kolor wody świadczy o ponadprzeciętnej jego głębokości -108m. Słońce i bezchmurne niebo wydobywają wspaniałą grę barw z otaczających pagórków pokrytych rozmaitą roślinnością. Ścieżka liczy blisko 4 km w jedną stronę, więc po małym posileniu się w sklepie w Błaskowiźnie wracamy do Turtula i samochodami jedziemy do Wodziłek, gdzie znajduje się molenna staroobrzędowców, którzy schronili się tu przed prześladowaniami w XVIII w. Obiekt jest zamknięty, więc oglądamy go tylko z zewnątrz, nie korzystamy też z kąpieli w tradycyjnej "bani".
Na obiad jedziemy do Jeleniewa. W Jeleniewie ciekawym obiektem jest drewniany kościół z XIX w.
Po obiedzie wyruszyliśmy na Zamkową Górę, gdzie odkryto pozostałości grodu Jadźwingów sprzed 3000 lat. Widok przepiękny na kilka otaczających jezior oraz pagórkowaty aż po sam horyzont suwalski krajobraz.
Teraz jeszcze tylko mały skok do Puńska, stolicy polskiej Litwy, aby posłuchać autentycznej mowy litewskiej rdzennych mieszkańców oraz zwiedzić kościół.

Zamek w TrokachW sobotę część grupy wybrała słodkie lenistwo nad jeziorkiem w piekącym czerwcowym słoneczku, natomiast Redford z Radkami na pokładzie pomknął na Litwę do Trok. Granicę przekroczyliśmy w Ogrodnikach i przez Olitę (pierwszy festyn) pojechaliśmy bocznymi drogami do Trok. W Trokach zaczynał się właśnie kolejny festyn, tym razem średniowieczny. Ludzi dużo, ale zwiedziliśmy dokładnie cały zamek, który jest bardzo imponujący. Do tego ma wspaniałe położenie na wyspie na jeziorze, a prowadzi do niego most. Dookoła pływają statki, łodzie i rowery wodne w kształcie delfinków.
W zamku zgromadzono wiele eksponatów z historii zamku i Litwy oraz kolekcje fajek, wyrobów porcelanowych, pieczęci itp. Zamek został odbudowany z ruin i jest wspaniałym przykładem średniowiecznej fortecy.
Niestety konserwatorzy poszli trochę na skróty i stropy wylali z betonu podobnie jak dźwigary podtrzymujące krużganki w górnym zamku. Na szczęście dolna część murów pozostała historyczna.
Na lądzie mieszczą się ruiny drugiej twierdzy gdzie aktualnie odbywał się festyn. Byli wojowie w strojach krzyżackich, polskich i oczywiście litewskich. W programie festynu przewidziany był turniej. Rycerzom towarzyszyły liczne białogłowy w epokowych strojach. Do tego masa atrakcji np.: klatka, dyby, konik z drewna na drągu na kształt kieratu, na którym dzieci były wożone dookoła i oczywiście przedstawienie: "Trzy świnki" po litewsku w niezwykle dynamicznym wykonaniu, które na dłuższy czas uziemiło nasze dzieci. Tradycyjne kramy, wyrabianie garnków (cały proces technologiczny) produkcja uzbrojenia, kowalstwo, a średniowieczna kuchnia dopełniała obrazu tego pikniku. W okolicach Trok znajduje się ok 16 jezior różnej wielkości i jest to naturalnie miejsce wypoczynku mieszkańców Wilna, stąd masa samochodów i ludzi w strojach piknikowych.

Z Trok pojechaliśmy do Rumszyszek do Parku Etnograficznego. Skansen robi bardzo dobre wrażenie. Pomysł zorganizowania ekspozycji w formie odrębnych wiosek obrazujących style poszczególnych krain litewskiej ziemi jest bardzo ciekawy. Trochę wymaga jednak sił z powodu znacznych odległości i pagórkowatego terenu. Dla dzieci postawiono proste huśtawki, mozna też zejść nad zalew na Niemnie (Kowieńskie Morze). Przyznamy sie, że wszystkich wiosek nie zwiedziliśmy - konieczny jest rower jednakże w wypożyczalni nie było roweru dla Asi. Została jedna wioska w pn-zach części skansenu. Trochę dokucza brak objaśnień ekspozycji w innym języku niz litewski. Karczma niestety była wynajęta na wesele, a w barze w zainscenizowanym miasteczku skończyły się ciekawsze potrawy, toteż na obiad pojechaliśmy do "centrum" Rumszyszek gdzie znajdował sie bardzo sympatyczny Baras. Niestety bez dań regionalnych, chyba że filet z kurczaka z serem i rodzynkami oraz opiekanymi ziemniaczkami i chlebem można uznać za takowy. Z Rumszyszek wracamy przez Olitę (zakupy) do Sumowa pod Sejnami.

Litwa zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Rzuca się w oczy mała gęstość zaludnienia i sporo obiektów zabytkowych. Jeździ się bardzo dobrze, choć wolniej niż w Polsce. Tam znakomita większość przestrzega przepisów i każdy kto robi inaczej jest od razu widoczny. Policji nie spotkaliśmy wcale. Drogi są całkiem dobre, część jeszcze w starej technologii (kamienie na lepiszczu) ale na większości widać już standardy unijne. Trochę rozczarowuje "autostrada" A1 z Wilna do Kłajpedy z przejściami dla pieszych i ograniczeniami do 70 (bardzie przypomina "katowicką"). Pomimo soboty ruch spory. Benzyna tańsza o jakieś 30 gr / litr, ale dla stałych klientów są rabaty. Ogólnie miło i sympatycznie. Do Wilna nie wjeżdżaliśmy celowo, bo 2-3 godziny to za mało by poczuć choć trochę klimat takiego miasta. W przyszłym roku planujemy już 9-dniowy rajdzik po Pribałtyce. Molenna w Wodziłkach

Niedziela powitała nas lekkim deszczem toteż za najodpowiedniejszy uznaliśmy rejs po Kanale Augustowskim - jednym z najciekawszych obiektów hydroiżynierii śródlądowej. Całą ekipą pojechaliśmy więc do Augustowa. Dla dzieci śluzowanie było oczywiście największą atrakcją, za to rejs po jeziorze Necko w miarę upływu czasu coraz mniejszą. Augustów zaczął dbać o wizerunek regionalnego centrum turystycznego. Zbudowano estetyczne bulwary, most na przedłużeniu głównej ulicy prowadzącej do centrum z kostki, a z atrakcji wodnych: orczykowy wyciąg narciarsko-wodny i zadbane plaże oraz port jachtowy. Pogoda na przemian trochę pada trochę słońca, a z daleka ciche grzmoty, ale jest ciepło i przyjemnie.

Po 15-tej, po spacerze i obiedzie wyruszamy w drogę powrotną. Tabuny tirów sunące przez Augustów i padający co chwila deszczyk nie wróżyły nic dobrego. Wybraliśmy drogę 61 ("na Ostrołękę"). Zaraz za Augustowem tiry zostały zmuszone do objazdu w kierunku Białegostoku, toteż można było przyspieszyć. Przed Łomżą w Stawiskach ruch się zwiększył i postanowiliśmy poeksperymentować i odbiliśmy na Nowogród (Krzyś był tam niedawno na "zielonej szkole"). Ominęliśmy w ten sposób Łomżę, ale za Różanem natknęliśmy się na korek spowodowany modernizacją drogi (wahadełko). Bez dłuższego namysłu odbiliśmy w bok i szutrówkami ominęliśmy całe zamieszanie. Aby być konsekwentnym w Pułtusku polecieliśmy na Nasielsk i Dębe a potem na skróty przez Legionowo do ul Płochocińskiej i mostkiem w Kobiałce na Bródno. O 18.45 byliśmy pod domem. uff.....

Dziękujemy wszystkim uczestnikom za wspaniałą atmosferę, wytrwałość w wędrówce i dobrą zabawę. Kolejne rodzinne (ale nie tylko) wyjazdy Jaremy w przygotowaniu.

Pozdrawiamy
Iza, Asia, Krzyś i Radek