Puszcza Białowieska - jesienne ognisko w Teremiskach (2006)
Witajcie
Co taka cisza? Jeszcze się nie dobudziliście? Juz po 12.00! Piękna pogoda, stuwiekowe dęby, tysiące gwiazd i blask ogniska w środku Puszczy to magia, która po raz kolejny objawiła się w ostatnią weekendową noc.
Zjechaliśmy do Teremisek jak zwykle różnymi drogami zwiedzając po drodze różne zakątki. Tym razem było może nieco bardziej kameralnie, ale muzyka rozbrzmiewała jak zwykle energetycznie. Potem głos zabrali mieszkańcy Puszczy, a w szczególności jelenie. Tym razem niestety nie doczekaliśmy świtu. Jesień czuje się już w powietrzu, a codzienna krzątanina kosztuje dużo siły. Chyba trzeba wyjechać na dłużej.... Rano dzieci, jak zwykle, miały swoje prywatne ognisko, a grom i zabawom nie było końca.
Po wspólnym śniadanku załoga Redforda wyruszyła na "Szlak Tatarski" do Kruszynian i Bohoników. Wybraliśmy trasę na wprost przez Narewke, dalej przez Gródek i Waliły - Stację (osobliwa nazwa!) do Kruszynian. Dużą część trasy pokonaliśmy gruntówkami i leśnymi drogami, sprawdzając terenowe własności Redforda. Mapa w naszym atlasie samochodowym okazała się nieco niedokładna co spowodowało konieczność nawrotki na leśnym dukcie, ale pomijając ten mały incydent do Kruszynian dojechaliśmy w sam raz na obiad. Zwiedziliśmy meczet i cmentarz, a potem do Dżenety. Jadło bardzo smaczne (tylko Asia była niezadowolona i musieliśmy ją skarmić kiełbaską), ale na szczególną uwagę zasługuje autentyzm tej knajpki. Obok powstaje nowy, większy obiekt (konieczny bo ludzi mnóstwo) już zapewne w wyższym standardzie, ale mam nadzieję ze klimat uda się zachować.
W Bohonikach meczetem zawiaduje starsza, niezwykle energiczna i bezpośrednia Tatarka, która przeprowadziła krótki wykładzik o wierze i praktykach religijnych wyznawców islamu.
Stąd już udaliśmy się przez Sokółkę i Białystok do Warszawy gdzie dotarliśmy ok. 20.00. Miejscami droga bardzo zatłoczona, tradycyjnie już w Wyszkowie i w Radzyminie, który objechaliśmy przez miasto bo obwodnica stała.
Wielkie dzięki dla Jurków za konsekwentne zorganizowanie kolejnego jaremowego ogniska oraz dla wszystkich, którzy pomimo zmęczenia codzienną orką znaleźli czas i chęci by być razem i po raz kolejny stworzyć tę niezapomnianą atmosferę.
Za Jaremu
IKAR
Wreszcie się po ludzku wybyczyliśmy. Warto było dojechać już w piątek i dzięki temu mieć duuużo czasu na leniuchowanie pod dębami. A pogoda była rewelacyjna, powietrze bardzo czyste więc tylu gwiazd chyba nigdy nie widziałem (poza górami wysokimi oczywiście, gdzie zapylenie powietrza jest najmniejsze).
Przebojem ogniska była popularna obecnie w mediach piosenka "Miłość to nie pluszowy miś", zaś największym zaskoczeniem objawienie nowego talentu gitarowego (Krzyś Tabak !!!), który wykonując głównie szanty doskonale zastępował Piotra w chwilach ochrypniętego gardła. Mocne teksty szantowe (np. "Cztery piwa na stół...") brzmią rewelacyjnie z tak młodego gardła :-))) Dziękujemy!
Pozdrawiam,
Jurek
Piękna pogoda, stuwiekowe dęby, tysiące gwiazd i blask ogniska w środku Puszczy to magia, która po raz kolejny objawiła się w ostatnią weekendową noc.
To fakt, Uroczysko Dąbrowa ma w sobie jakąś taką magiczną moc, że nawet szamańskie pieśni się udają ;)) Ale w końcu trudno znaleźć lepsze miejsce i okoliczności na ostatnie, pogańskie ognisko malutkiej Zosi. Rodzimowierczy rytuał wokół ognia pod starymi dębami został "odbębniony", Zosia wypowiedziała się w języku swojego poprzedniego wcielenia i teraz można już bez przeszkód i obaw poddać dziecię tradycyjnemu, prachrześcijańskiemu obrzędowi Chrztu świętego.
Tym razem było może nieco bardziej kameralnie, ale muzyka rozbrzmiewała jak zwykle energetycznie.
Pewnie dlatego, że tym razem sprawę w swoję ręce, gardła i instrumenty wzięło najmłodsze pokolenie. Pod muzyczną i wokalną wodzą dziewięcioletniego Krzysia, a przy dzielnym i głośnym wsparciu pozostałej ekipy dziecięcej (Oli, Asi, Soni, Agusi, Kaji, Michała), mali ogniskowicze rozkręcili tradycyjne śpiewanki. Przypomnieli stare turystyczne i żeglarskie przeboje i wciągnęły starszych do wspólnej zabawy. Tak oto można ogłosić pojawienie się w Jaremie kolejnego gitarzysty i lidera naszych ogniskowych śpiewanek. Brawo Krzysiu!
Potem głos zabrali mieszkańcy Puszczy, a w szczególności jelenie.
Tak, rykowisko było donośne i całkiem blisko dąbrowy. No, ale my przecież nie mogliśmy być gorsi i dzielnie wspieraliśmy naturę donośnymi rykami, wilczymi skowytami i innymi równie dzikimi odgłosami. Spytajcie Zbyszka, on się na tym wszystkim zna lepiej ;)) Bohaterami naszych muzycznych, nocnych opowieści w lokalnej, polsko-białoruskiej mieszance byli m.in: wilk, niedźwiedź, żubr i kogut. Nieźle też wpisała się w klimat mroczna, leśmianowska Stara Karczma. Wszechobecnego Ducha Puszczy wspomógł tym razem ożywczy eliksir Babci Niny z Dubicz i domowy specyfik wiśniowy Dr Janusza :) Pacjenci wyglądali na bardzo zadowolonych z aplikowanych środków.
a potem do Dżenety. Jadło bardzo smaczne(tylko Asia była niezadowolona i musieliśmy ją skarmić kiełbaską), ale na szczególną uwagę zasługuje autentyzm tej knajpki.
A co Wam najbardziej smakowało? Czyżby pierekaczewnik? ;))
Wielkie dzięki dla Jurków za konsekwentne zorganizowanie kolejnego jaremowego ogniska oraz dla wszystkich, którzy pomimo zmęczenia codzienną orką znaleźli czas i chęci by być razem i po raz kolejny stworzyć tę niezapomnianą atmosferę.
Dołączamy się do podziękowań - dla wytrwałych Iwonki i Jurka, i wszystkich ogniskowiczów! Ogniska Jaremy to naprawdę rzadka dla nas okazja do spotkań, rozmów, wspólnej zabawy z przyjaciółmi. No i te niezwykłe, klimatyczne, gościnne Uroczysko Dąbrowa.
Pozdrawiamy
Zadowoleni APAM
Oj puszcza puszcza (może nie przetną jej autostradą i nie zamienią na papier i parkiet) póki co trzeba do niej jeździć i zwiedzać i palić ognie pod dębami w Dąbrowie. Przepraszam że tak późno dzielę się wrażeniami, ale nie mieliśmy czasu pochłonięci pracą zawodową i domowymi zajęciami. Nocą przy ognisku wyły wilki i ryczały jelenie. Oj tak chciałbym tam wrócić. Piotrze poproszę o tekst piosenki - wiesz o tym hołodnym... - bardzo za nią dziękuję.
Wcześniej podczas wieczornej przejażdżki rowerem spotkałem sarny, jelenie, dziki i żubra. Wracają też słyszałem zwierzęta, ale jakie to były nie powiem, bo panowały już zupełne ciemności, może w pewnym momencie widziałem - sza - .....
W niedzielę po śniadaniu i śpiewaniach pojechaliśmy szukać Wilczego Grodu. Trafiliśmy do zaczarowanego lasu, gdzie było pełno grzybów - tak że nie mogliśmy prawie wyjść. Niektóre były naszej wielkości. Ale nas czas się skończył - wracaliśmy podziwiając podlaskie pola skąpane w jesiennym słońcu. Najedliśmy się dobrym obiadem na stacji benzynowej ze śmigłowcem, zapaliliśmy świece w Grabarce, na mszy byliśmy w Repkach i przez Liw - Kałuszyn (b .dobra wyremontowana droga), objeżdżając korek w Mińsku Mazowieckim dojechaliśmy do domu, aby suszyć grzyby.
O jak nam było dobrze na ognisku.
Dziękujemy
Agnieszka i Zbyszek
PS. Piszę tą relację zamiast sprzątać klub. Salut tym co na posterunku