Skitor Pieszy IV przez Puszczę Kampinoską (2004)

IV pieszy Skitor pierwotnie miał ruszyć z Tarczyna do Grójca, ale kilka dni wcześniej okazało się, że 5-go września ZTM uruchomił specjalną linię 281 kursującą do Palmir z okazji odbywających się tam uroczystości - tak że zmieniliśmy plany i w słoneczną, ale niegorącą niedzielę wyruszyliśmy w sile 3 osób (Stront z Bożeną i ja) Ikarusem 6374 o 9:20 razem ze sporą grupą weteranów Powstania Warszawskiego.
Wysiedliśmy na pętli w Pociesze i od tej pory zdaliśmy się na los, który skierował nas na czerwony szlak do Roztoki. Ruszyliśmy.

Niedługo potem znaleźliśmy się przy (niestety bardzo zaśmieconych, na szczęście później na trasie śmieci było znikomo) resztkach bunkra znajdującego się na niewielkim wzniesieniu (tzw. "Ćwikowa Góra") i po krótkim oglądaniu nietypowej konstrukcji fortyfikacyjnej bez zwłoki poszliśmy dalej. Trasa była piękna, cyklicznie zmieniający się las (mieszany, z przewagą iglastych, iglasty, mieszany) z właśnie kwitnącymi wrzosami, mchowiskami, paprociami sięgającymi pępka, sporą ilością wolno snujących się skarabeuszy (niektóre nawet latały) i pajączków, o wszelakich o mijanych mrowiskach nie wspominając... Z czasem weszliśmy na polanę z podejrzanie dużą ilością wolnego miejsca i jakąś chatką gdzieś pod horyzontem... Dalej brzezina i sypki piaseczek, gdzieniegdzie grzyby (chociaż raczej sucho). Jakiś czas później wylądowaliśmy w Wierszach gdzie mieścił się malutki cmentarz powstańców i partyzantów i wioska w tle... Brnąc dalej w las (cały czas czerwonym szlakiem) dotarliśmy do kolejnej wioski, która ciągnęła się z niewielkimi przerwami aż do Roztoki. A w niej samej, oprócz niewielkiej gastronomii i parkingu było niewiele, ale mieliśmy dylemat czy iść dalej do Granicy, czy szosą do Leszna, czy wracać zielonym szlakiem do Pociechy. Kierując się rozsądkiem wybraliśmy trzecią opcję (co w sumie okazało się strzałem w przysłowiową dziesiątkę), chociaż serducho chciało aż do Granicy (kolejne 14 kilometrów z hakiem)...

Jako, że Roztoka oferowała ciepłe żarcie nie omieszkaliśmy skorzystać z tegoż - ceny jak w lepszych schroniskach w Tatrach, ale za to fasolka po bretońsku i kapuśniak w porządeczku (czego niestety Stront i Bożena nie stwierdzili w przypadku pierogów z kapustą).

Po "zielonej" drodze zastały nas zupełnie inne krajobrazy - tereny bardziej bagienne, węższe dróżki, więcej zarośli... Czas jakiś po wyruszeniu napotkaliśmy... dwie wysiedlone i praktycznie zrównane z ziemią wsie - Ławy i Wyględy Górne, gdzie była jeszcze w krzakach tabliczka z mocno zardzewiałą nazwą, resztki domów i rosnące już w zasadzie dziko antonówki (notabene b. dobre - zerwaliśmy trochę do torby). Co ciekawe w Wyględach na resztkach kilku pozostałych chat tabliczki z nazwą "Ławy" - dwie chatki nawet w niezłym stanie (z czego jedna z czerwonej cegły), a jedna zabytkowa ze strzechą - sypiąca się nirmiłosiernie. Poza tym w polu stały słupy, ale już bez kabli - trochę to wszystko wizualnie przypominało Bieszczady (zwłaszcza, że momentami teren był poważniej pagórkowaty) a trochę fotografie z podprypecko-czarnobylowych okolic, które widziałem w sieci. Las wrósł w te wsie i tylko gdzie niegdzie puste prostokąty zarośniętych pól dawały dyskretnie znać, że tu ktoś kiedyś mieszkał. Jakaś młoda kobitka na rowerze wyjaśniła nam, że jak tworzono Kampinoski Park Narodowy, to wysiedlano stąd ludzi i proces ten jeszcze trwa. Przyznam szczerze, że o tym wcześniej nie wiedziałem, sądziłem raczej, jak to zobaczyłem, że to ruiny z czasów wojny. Na jednej było nawet nazwisko i imię właściciela (ale nie zapamiętałem), a poza tym sporo drzew owocowych, jakieś porzeczki - trochę jak zniszczony ogród Albiczuka w Dąbrowicy Małej... Mapa, która wisiała w Roztoce w gastronomii mówił coś o miejscu zwanym Trzy Domy - owszem trzy chaty były na rozstaju dróg, ale miały Tabliczkę "Ława 1" i ledwo stały, a dalej nie szliśmy, bo nie było już ani szlaku, ani czasu...

Dalej zastały nas jeszcze inne klimaty - moczary jak pod Grójcem i klimaty jak z Polesia, a punkt orientacyjny nazywający się Zaborów Leśny (daleko jakieś zajawki domków) na starej mapie wojskowej widniał jako całkiem spore miasteczko (i na starym planie w Pociesze był zaznaczony jako miejscowość). Zielony szlak kluczył bardziej w las niż czerwony, tak że nadkładaliśmy drogi, ale o to właśnie chodzi w pieszych skitorach - mimo to czas naglił i przy powstańczej mogile z 1863 roku musieliśmy wejść w obszar wyłączony z ruchu turystycznego (przy rezerwacie "Cyganka" wichura spowodowała spore zniszczenia drzewostanu które są właśnie usuwane i wygląda to jak solidne karczowisko, ale miejscowi też tamtędy na skuśki przechodzą, tak że przemknęliśmy niespostrzeżenie ten w zasadzie krótki kawałek i niedługo potem zatoczyliśmy pełne koło - zeszliśmy się z czerwonym szlakiem, którym szliśmy do Roztoki - a niedługo potem mijając Ćwikową Górę znaleźliśmy się ponownie w Pociesze, gdzie okazało się że do (ostatniego) autobusu mamy ponad pół godzinki - więc ruszyliśmy żwawym a chyżym krokiem do Palmir, gdzie przy cmentarzu złapaliśmy ostatnie 281 (ten sam nr boczny, którym jechaliśmy rano), ale komary na przystanku pocięły nas za cały dzień... Następny 281 dotrze do Palmir 1-go listopada.

Z ciekawostek przyrodniczych na trasie wymienić należy także:

  • małego, a zwinnego i nieco płochliwego zaskrońca ( w okolicy Góry Ćwikowej),
  • czerwone mrówki, które usiłowały zjeść żywcem skarabeusza (szlak zielony),
  • skarabeusze wcinające dwie martwe ryjówki (szlak zielony),
  • dużo koników polnych; jeden w wojskowym kamuflażu (szlak czerwony, jedna z polan, także szlak zielony),
  • traszka i jaszczurka (szlaki czerwony i zielony),
  • brak żab,
  • ptaki sporadycznie (jeden bażant i trochę świergolących - szlak zielony),
  • dwa wielkie dęby pamiętające chyba Króla Ćwieczka (szlak czerwony tuż pod Roztoką).

W sumie przeszliśmy coś około 35 km - głównie lasem, czyli więcej niż torami z Tarczyna do Grójca.

Za Jaremu!!!

Pozdrawiam serdecznie
V.Ziutek