Skitor pieszo-kolejowy Tarczyn-Piaseczno (2004)

8-go sierpnia w sile sześciu osób (Stront z Bożeną, Abrusia z koleżanką, Frekozoid i ja) wyruszyliśmy PKSem z Dworca Zachodniego w kierunku Tarczyna. Bilet na tej trasie kosztuje 5 zł. Po około 40-tu minutach podróży w wygodnym i sympatycznie basowo buczącym Jelczu, minąwszy po drodze m.in. Centrum Chińskie - wielki kompleks handlowy pod Tarczynem w Wólce jakiejśtam (niewykluczone, że kiedyś się tam wybierzemy) wysiedliśmy na rynku w Tarczynie. W pobliskim kościele trwała właśnie msza, a my, nie przeszkadzając ruszyliśmy "prosto, cały czas prosto" jak powiedziała nam starsza pani w budce z lodami zapytana o drogę do kolejki wąskotorowej. Szybko jednak skorygowaliśmy te dane z planem umieszczonym tuż za rynkiem - pani skierowała nas do normalnotorowej kolei... Niedługo potem, kierowani instynktem i pamięcią podobnej wyprawy, którą odbyliśmy dwa lata temu (ino w przeciwną stronę) dotarliśmy najpierw do Józefowic, a sekundę później do Komorników. Ciekawa sprawa jest z tymi dwoma miejscowościami - najpierw jest tabliczka "Józefowice" i dosłownie 20 metrów dalej zielona tabliczka "Komorniki". Skręcając z asfaltu w polną drogę minęliśmy klimatyczną ruinkę, która popadła przez dwa lata w jeszcze większą... Potem fragmentem bliżej nam nieznanego, ale niesamowicie pięknego i folkowego szlaku turystycznego (m.in. cztery bociany na gnieździe, dziwny owad niosący fragment dżdżownicy, klimatyczny kundelek, sołtys, a przede wszystkim piękna polna droga) dotarliśmy do wąskich torów. Na czuja (podpartego orientacją geograficzną) wybraliśmy zwrot i mocno zarośniętymi torami dotarliśmy do stacyjki "Tarczyn" mijając m.in. sporo krzaków jeżyn, aronii (moim zdaniem całkiem nieźle smakowały, ale zdania wycieczkowiczów były podzielone mniej więcej 2:4), mirabelek i dzikich jabłoni. Tu okazało się, że to, co do tej pory z punktu widzenia plenerowego skitora braliśmy za Tarczyn w rzeczywistości jest miejscowością Ruda (podobnie jak stacja PKP Włodawa nie jest we Włodawie). Od tej pory tory były już oczyszczone, a część podkładów - nowa. Ruszyliśmy dalej i w trakcie popasu i gry w zośkę pod miejscowością Marylka usłyszeliśmy znajomy gwizd. Okazało się, że dzisiaj kolejka ma kurs turystyczny, więc nie namyślając się długo złapaliśmy ją na stopa, zachęcani przez znajomego maszynistę - jak nas zobaczył, zatrzymał ciuchcię i zachęcił do wsiadania - i po chwili byliśmy ponownie w Rudzie/Tarczynie. Okazało się, że skład ma pięć wagoników (ale ludków tylko około 80 w tym sporo dzieciaków) i dodatkowy wagon-barek. W tym momencie było jasne, że dalsza część wycieczki nie będzie piesza ;-)

Zabraliśmy się z kolejką aż do Runowa (wykupując okolicznościowe bilety GKD), gdzie kolejarze ogłosili piknik. Tutaj też spotkaliśmy się z kolegą Michałem, który nie zdążył na 9:00 na Zachodni i gonił nas PKSem/stopem aż do tego czasu. Po grze w zośkę i przeczekaniu pierwszego tego dnia rzęsistego deszczu ruszyliśmy w las (okolice Runowa są bardzo malownicze i jest tam szlak turystyczny, który kiedyś na pewno stanie się celem naszej kolejnej wyprawy) by spacerowo wykorzystać czas, który pozostał do odjazdu kolejki - w drodze powrotnej kolega Michał improwizował trochę na gitarze, a ja mu akustycznie podkładałem bity i kolega Michał potknął się o najprawdziwszego borowika ;-)

W drodze powrotnej (kolejką rzecz jasna) dzięki michałowej gitarze i podgazowanym klymaciku części wycieczkowiczów doszło do fuzji polskich piosenek partyzanckich (m.in. "Piechota, ta szara piechota") i poezji śpiewanej, a ja usiadłem sobie na schodkach, otworzyłem drzwi i to było to, o co chodzi w podróżowaniu wąskotorówką. W Piasecznie stwierdziliśmy, że idziemy dalej na piechotkę i że próbujemy przebić się do Warszawy - ale nie szosą. I pewnikiem by się to udało, gdyby nie drugi deszcz tego dnia, który dopadł nas w Nowej Iwicznej i chociaż był krótszy, niż ten w Runowie to jednak zdecydowanie bardziej intensywny i zmusił nas do przeproszenia się z 709 ;-)

Podsumowując - w zasadzie nie udało nam się dojść torami z Tarczyna do Piaseczna, ale za to niespodziewanie i nadprogramowo przejechaliśmy się kolejką, a przy okazji zaliczyłem nowe miasteczka - Józefowice, Rudę, Marylkę i Nową Iwiczną. I prewnie Szczaki też, ale nie jestem pewny - w każdem razie było fajnie ;-) Poza tym odkryliśmy organoleptycznie i wizualnie nowe rejony przebieżkowe (lasy Runowa są naprawdę piękne) i powstał pomysł, żeby za dwa tygodnie, 22-go sierpnia zrobić podobną akcję, ale dojechać do Grójca, przejść torami (na 100% nie używanymi - mostek tuż za Rudą jest naprawdę robiący wrażenie) do Rudy/Tarczyna i tam złapać kolejkę do Piaseczna via Runów. GKD co prawda nie oferuje aż tylu atrakcji co Skitorowy Komitet Kolejkowy (np. GKD nie daje w cenie biletu kiełbasek, pieczywka, ogórków, kapeli i autobusu W-wa - Piaseczno) ale na pewno warto zobaczyć zarośnięte tory na trasie Grójec - Ruda/Tarczyn i potem przejechać się kolejką. W razie czego zawsze można dojść na piechotę ;-) Ciekawe też, czy stacja GKD Grójec będzie w Grójcu czy w jakiejś nieznanej nam jeszcze bliżej miejscowości pod Grójcem?

V.Ziutek