Podlasie wiosenne (2009)

Pogoda tego weekendu była przepiękna i szkoda by było siedzieć w Warszawie. Jako, że nie chcieliśmy nocować gdzieś w agroturystyce, zdecydowaliśmy się na wyjazd jednodniowy i niedaleki - do Choroszczy i Tykocina. Dzięki nowo wybudowanej obwodnicy Wyszkowa, to w tej chwili mniej niż dwie godziny wygodnego dojazdu - akurat na krótką drzemkę moich pasażerek w samochodowym fotelu i foteliku :)

Choroszcz to miasteczko, gdzie znajduje się muzeum wnętrz pałacowych - w letnim pałacu Branickich. Pałac jest miniaturowy, ładnie odnowiony i położony na sztucznej wysepce - wygląda zupełnie nieziemsko - cacuszko otoczone bliżej przystrzyżoną trawką, a dalej zdziczałym założeniem parkowym. W drugą stronę widać post-industrialny krajobraz, gdyż w 19 wieku właścicielem pałacu był przemysłowiec, który wybudował obok fabryki i osiedla robotnicze - dziś w stanie po-industrialnym. Wnętrza pałacyku to kolekcja bardzo ciekawych mebli i wyposażenia. Mnie najbardziej podobał się 18-wieczny dywan z Afganistanu.

Ciekawy jest też zdziczały park. Widać w nim dawne założenia, zarośnięte symetryczne alejki. Wiele jest starych drzew posadzonych w 18 i 19 wieku w formy geometryczne. Na końcu parku jest wzgórze z widokiem na dolinę Narwi. Opisy w broszurce z muzeum podpowiadają, że w różnych miejscach były pawilony, rzeźby itd, dziś można je zobaczyć oczami wyobraźni bądź wyśledzić fragmenty fundamentów. Rzeczywiste są tylko łany wiosennych kwiatków i stare drzewa.

Przed zachodem słońca zajechaliśmy do Tykocina, który zachwyca swoją monumentalnością i spokojem w świetle zachodzącego słońca. Zamek coraz bardziej odbudowany, nad Narwią wieża z widokiem na rozlewiska. Bocianów jak mrówek w mrowisku. Słońce zaszło za odległy las ostatnimi promieniami oświetlając katedrę, most i odbijając się czerwoną poświatą w Narwi Zajrzeliśmy do Alumnatu, gdzie jest restauracja, aby zjeść podwieczorek i poczekać, aż się ściemni. Nie bez powodu. Tego wieczoru był piękny spektakl o którym wcześniej pisały gazety - młodziutki księżyc, Merkury i Plejady obok siebie na zachodnim niebie. Przez lornetkę to wyglądało chyba ciekawiej, niż łoś na bagnach.

Po krótkiej jeździe byliśmy z powrotem w domku. Warto było.

Pozdrawiam, Jurek