Skitor pieszy edycja IV i 1/2 Warszawa-Klarysew (2004)

18 lipca 2004 "IV i 1/2 pieszy Wąski Tor" poszedł troszkę inną trasą niż pierwotnie był planowany... O 8:20 pod Arsenałem spotkałem się tylko z kolegą Strontem (nikt więcej nie zdeklarował się emailowo czy komórkowo) i we dwóch doszliśmy do wniosku, że chyba trzeba Tarczyn przełożyć na sierpień. W związku z tym ruszył plan B - czyli dawno przez nas odkładana wyprawa piesza Wałem Zawadowskim do Okrzeszyna (i, w miarę możliwości oczywiście, dalej). O 8:30 byliśmy już na Starówce przy Barbakanie, zeszliśmy na dół, przejściem podziemnym przeszliśmy Wisłostradę i wylądowaliśmy pod mostem Poniatowskiego, gdzie ślady niedawnego "Street.Art:Jamu" (imprezy dotyczącej ludowej sztuki miejskiej, która odbyła się w ramach "Sztuki Ulicy") były jeszcze dobrze widoczne (vlepki i graffiti). Ruszyliśmy wzdłuż Wisły (pod prąd ;-) ) celem dojścia do Wału Zawadowskiego, ale wyjątkowo przykra woń Wisły tego dnia zmusiła nas do podjechania kilku przystanków linią 162 - aż do Czerniakowskiej, skąd, napojeni kefirkiem, ruszyliśmy Trasą Siekierkowską w stronę Wału. Krajobraz w pewnym momencie zmienił się diametralnie...

Zniknęły bloki, pojawiło się dużo jeszcze soczystej zieleni i tylko kominy pobliskiej Elektrociepłowni Siekierki przypominały, że cały czas znajdujemy się w Warszawie. Ruszyliśmy przed siebie, na Południe wałem, najpierw gęsiego, ale z czasem droga na koronie wału rozszerzyła się. Mijało nas wielu rowerzystów i w pewnym momencie pojawiły się tory - bocznica elektrociepłowni, w bardzo dobrym stanie. Od tej pory zapach traw, ziół i kwiatów polnych łączył się z zapachem podkładów kolejowych aż do piaskarni, gdzie odbiliśmy dalej wałem lekko pod górę.

Tam widok przeszedł najśmielsze oczekiwania - było jak w niższych górach (a wciąż była to Warszawa), w dole Wisła a wokół sporo równo posadzonych drzew i... dużo popiołu. Ruszyliśmy dalej, zastanawiając się, skąd ten brunatnoszary popiół od czasu do czasu wyłaniający się spod ściółki - wkrótce okazało się, że niechcący wleźliśmy na hałdę utworzoną z popiołów z elektrociepłowni - w pewnym momencie góra skończyła się jak nożem uciął. I co ciekawe, że wstęp tam jest wzbroniony (ale od strony północnej tabliczki żadnej nie było, dopiero od usypiska). Na szczęście obok biegła ogólnodostępna ścieżko-droga, która szybko doprowadziła nas do właściwej części wału - i dalej można było podążać pieszo już bez przeszkód. I znowu było ładnie - dużo polnych kwiatów, sporo motyli, ważek i traw... W pewnym momencie Wał Zawadowski przeciął się z szosą. Byłem prawie pewny (Stront też) że jest to droga na Okrzeszyn - jedno się tylko nie zgadzało - bliskość Wisły. Mimo niejasności ruszyliśmy dalej a żwirkowa szosa doprowadziła nas do obrzeży miejscowości Ciszyca, gdzie już z daleka widać było niewielką stadninę koni. W tym momencie pożegnaliśmy Wał Zawadowski i weszliśmy w miasteczko.

Mieścina, jak mieścina - wyróżniała się sporą ilością pól słonecznikowych i była większa niż pierwotnie myśleliśmy - trochę w klimacie małych miasteczek na Podlasiu (skojarzenie np. z Dąbrowicą Małą). Minąwszy Ciszycę weszliśmy w nieco większą Opacz - tu było kilka starych domów z czerwonej cegły i zabytkowy (chyba) budynek szkoły z lat 1923/25 z wmurowaną tablicą pamiątkową budowniczych. Obok, na czymś w rodzaju komina (jeszcze na terenie szkoły) rodzinka bociania uwiła całkiem spore gniazdo. Około 17 kilometrów od W-wy gniazdo bocianie robi naprawdę miłe wrażenie... I rozbawił nas też nasprayowany na przystanku PKS napis "Leon to Gargamel" :-)))

Nieco dalej wyrosły nam przed oczami dwie tabliczki "Gassy 3" i "Habdzin". Po namyśle zostawiliśmy Gassy na następne spotkanie z Wałem Zawadowskim i udaliśmy się prosto do Habdzina. Ciekawe swoją drogą, skąd takie dźwięczne i wdzięczne nazwy miejscowości w tej okolicy? Habdzin okazał się miasteczkiem nieco długim, ciągnącym się wzdłuż szosy, a także mającym tu i ówdzie lokalne rozgałęzienia. Poza tym malownicza okolica posiada wiele stojącej wody (nie wiem, czy to są jakieś jeziorka, czy wolno płynące rzeczki - w każdym razie na piknik się nadają i wiele osób spędzało nad nimi czas... My jednak ruszyliśmy dalej i po około dwudziestu minutach marszu znaleźliśmy się na przedmieściach Konstancina-Jeziornej. Wcześniej, jeszcze w Habdzinie na tablicy ogłoszeniowej obok infa o wczorajszej (tj z 17-go lipca) zabawie tanecznej w lokalnej remizie wisiało info o dzisiejszym (tj. z 18-go lipca) koncercie... włoskich saksofonistów w Parku Zdrojowym w Konstancinie. Do koncertu wg mojego zegarka było około dwóch godzin. W Konstancinie jednak nasze nogi powiedziały "dość!" i zwiedziliśmy tylko (o ile to można nazwać zwiedzeniem; raczej obejrzeniem zakonserwowanych kilku starych maszyn papierniczych wystawionych pod chmurką) starą papiernię przerobioną obecnie na market.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę Warszawy docierając do Klarysewa, gdzie można zobaczyć pozostałość po kolejce wąskotorowej, która tu jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia jeździła (jej zachowaną częścią jest właśnie kolejka w Piasecznie) - starą stacyjkę "Klarysew" obecnie utrzymaną w oczojebnym (dosłownie) różu i będącą, pododnie jak stara papiernia, sklepem spożywczym. Stamtąd właśnie 710 zabrało nas do Warszawy.

Pieszy plenerek uważam za udany, mimo zmiany trasy - w gruncie rzeczy w pobliże wąskiego toru dotarliśmy, ja osobiście się cieszę, że zaliczyłem trzy nowe miejscowości - co prawda nie było w nich jakiś wielkich zabytków (czego też specjalnie się nie spodziewałem) ale za to, mimo w sumie niewielkiej odległości od W-wy (chociaż drogi są tam zakręcone jak w górach i dobre 30 kilometrów marszu było) okolica jest bardzo piękna - dużo zbiorników wodnych, dużo zieleni i mało ludzi - i wręcz zachęca do rowerowania lub pieszych wędrówek a Wał Zawadowski zadaje kłam twierdzeniu, że w W-wie nie ma gdzie uprawiać pieszej turystyki. Poza tym w Opaczu jest sklep spożywczy czynny w niedzielę.

Wkrótce chcemy zwiedzić dalszą część Wału Zawadowskiego - planujemy dojazd 725 do Okrzeszyna i dalej na autonogach do oporu - będę informował i zapraszał do wspólnego włóczenia się turystycznego po tym, w sumie mało znanym, miejscu. Będzie też trasa Tarczyn - Piaseczno torami (myślę, że jakoś z początkiem sierpnia) i będzie piesza wycieczka do Łomianek (i może dalej - tam też tereny są super!) z zaliczeniem promu. Info - jak tylko poustalamy szczegóły.

Pozdrawiam serdecznie
V.Ziutek