Słowackie Tatry
Hej!
Na długi weekend wybraliśmy się w składzie: Justyna, Adam, Zbyszek, Jurek i niezawodny Poldolot w Tatry Słowackie.
W czwartek dotarliśmy na nocleg do Szczyrku omijając bocznymi drogami 2 korki, jeden na odcinku remontowanej katowiczanki między Tomaszowem a Piotrkowem, a drugi powstały z nieznanych przyczyn między Radomskiem a Częstochową. W sumie wraz z posiłkiem w KFC Częstochowa jechaliśmy 6 godzin, to jak na Szczyrk bardzo dużo.
W piątek przekroczyliśmy bezproblemowo granicę w Ujsołach Glince i dotarliśmy do stóp Tatr, od strony Liptowskiego Mikulasza. Tu okazało się, że Polaków jest więcej niż mieszkańców Słowacji, a kawalkady samochodów na polskich rejestracjach próbują bezskutecznie znaleźć nocleg.
Straciliśmy całe popołudnie na poszukiwaniu kwatery, zwiedzając w tym celu wszystkie obiekty w miejscowościach Żiar, Smreciany, Liptowski Mikulasz, następnie przeczesaliśmy całą dolinę Demianovską z dziesiątkami hoteli. Ostatecznie przed 21.00 znaleźliśmy wolną kwaterę, całkiem przyjemną, w wiosce Partizancka Lupca, 18 km od Mikulasza. Widzieliśmy tłumy zrezygnowanych Polaków, co spali w samochodach na parkingach przy stacjach benzynowych.
W sobotę zrobiliśmy 10-godzinną trasę w Tatrach Zachodnich przez Dolinę Jałowiecką na Salatyński Verch 2047m n.p.m., zejście przez przełęcz Palenica. Oczywiście tu było zupełnie puściutko, spotykaliśmy innego turystę nie częściej, jak co pół godziny. Ścieżka bardzo piękna, mało uczęszczana, wręcz miejscami zarośnięta. To jasne, bo prawie wszyscy inni turyści zdecydowali się na wybór Giewontu lub Morskiego Oka. Pogoda wspaniała, widoki cudowne. Wieczorkiem zimne piwo Velkopopovicky Kozel poprawiało smak bravcovego rezenia z hranolkami i vyprazanego syra s tatarskom omaćką.
W niedzielę odsypialiśmy sobotę i bolały nas wszystkie kości, więc wstaliśmy po 9.00 i udaliśmy się na wędrówkę dolinką Prosiecką w Choćskich Verhach. Dolina wapienna, z wodospadem, gdzie z powodu suszy nie było wody. Fajne przejścia z użyciem drabinek, łańcuchów, liny po pionowych progach dolinki.
Po obiadku w chacie Zverovka przekroczyliśmy bez kolejki granicę w Chochołowie i przez 7 godzin omijając sprytnie korki dotarliśmy do Warszawy nowo wymyśloną, bardzo dobrą i pustą trasą Chochołów-Czarny Dunajec-Rabka-Limanowa-Bochnia-Pińczów-Kielce-Radom-Warszawa.
Dziękuję uczestnikom za poświęcenie i uśmiech nawet w trudnych momentach mozolnych podejść lub szukania kwatery.
Pozdr.
Jurek