Słowacja futbolowa (2013)
Zeszły właśnie weekend miał być (i częściowo był) ostatnim ładnym letnim weekendem. Z tej właśnie okazji szybki rzut oka na sytuację ligową w kraju i sąsiedniej Słowacji pozwolił na szybką decyzję - jedziemy do Czadcy tak, by być tam 8-go września na meczu FK Čadca - ŠK Badín !!!
Bilety kupione, rezerwacja noclegowa w Zwardoniu wykonana i... Dzień przed wyjazdem pojawiło się info w sieci, że mecz przełożony z niedzieli na sobotę. Nie ma szans, żeby bez samochodu zdążyć.
Nie poddajemy się. Sprawdzamy terminarz ligowy Górala Żywiec, Koszarawy Żywiec, LZS Radziechowy, Podhalanki Milówka - nic z tego, albo wszyscy grają w sobotę albo wyjazdy. Cóż, widać po prostu połazimy po górach...
I w tym momencie przebłysk - trza sprawdzić Slovan Skalite. Szybki rzut oka na http://www.futbalnet.sk i okazuje się, że Slovan gra w niedzielę z TJ Pokrok Stará Bystrica o 15:30. Idealna sytuacja! W ten sposób zaliczamy z Ginią nasz pierwszy 100% groundhopping czyli turystykę stadionową. Istota tego stosunkowo nowego zjawiska polega na jeżdżeniu w różne strony Polski, Europy i Świata na mecze różnych lig, pucharów i innych rodzajów rozgrywek (szczegóły np. na http://www.kartofliska.pl).
Do Zwardonia docieramy w sobotę wieczorkiem i kimka, żeby mieć na rano siły. Słowacka kolej zaczyna przypominać naszą a przy okazji jest piękna pogoda, zatem do Skalitego docieramy piechotką przez Skalankę i przysiółek Vrescovka. Na całkiem przyjemnym stadionie Slovana starszy pan informuje nas, że mecz oczywiście będzie, ale że knajpka stadionowa jest w remoncie więc trza na piwko do pobliskiej karczmy. Tam postanawiamy coś zjeść - i miła pani kieruje nas do gospody nieopodal. Smażeny syr, kofola - żyć nie umierać. Herbatka gratis ponieważ karczmarz nie pamięta kodu herbaty, który ma wklepać w kasę fiskalną a nie chce mu się szu... hledat.
Na meczu około 300 osób, średnia wieku 40 plus, wiernych kibiców Slovana, plus dziewczyny zawodników. Mecz sędziuje klasyczny rockman podobny do Tomka Koczki. Początek zbliżony do naszej A-klasy, czyli kupą mości panowie ale 2 razy szybciej jak u nas. Po 10 minutach, dość niespodziewanie jest 1:0 dla Slovana, zwłaszcza, że goście mają miażdżącą przewagę - co jest co najmniej dziwne, bo Slovan był przed tą kolejką 3 od końca a goście ostatni w tabeli V ligi "A" (szósty poziom rozgrywek, odpowiednik naszej okręgówki). W 12 minucie pada wyrównanie, a około 20 minut później, po błędzie bramkarza jest już 1:2, gra jednak nabiera rumieńców i rozkręca się! Do przerwy wynik nie ulega zmianie, mimo chęci obu stron. W przerwie - capovane pivo z pianą na 5 cm, capovana kofola, pełna kulturka. Jak kto chce, to i kielicha borovicki można się napić. Można? Można!
Po przerwie na boisku zapanował mecz Polska - Czarnogóra, czyli miejscowi przekombinowują pod bramką a przyjezdni prosto ale skutecznie podają. Niespodziewane wyrównanie w 60 minucie jeszcze bardziej podkręca tempo, nie ma sensu iść do WC żeby nie stracić ani sekundy meczu! Bramka na 2:3 genialna, z połowy boiska, nad bramkarzem, ładniejsza niż niektóre gole w LM. Część miejscowych kibiców traci animiusz, ale grupa dziarskich dziadków zaczyna śpiewać "Slovan Ska-li-te, Slovan Ska-li-te" a drużyna odpowiada piękną bramką! Napastnik gospodarzy wreszcie zamiast kombinować wykonuje rajd między obrońcami i jest 3:3. 80 minuta.
Ostatnie 10 minut, mimo, że wynik nie uległ zmianie, to była co najmniej Liga Europy - a sam mecz to najlepiej wydane 1 euro w życiu (tyle właśnie kosztował bilet, kobiety wchodzą na mecz gratis).
Godzina 18:00 i zaczynamy marsz w stronę Polski, ale nie szosą tylko boczną drogą, a potem górami... Nazajutrz zrobiło się pochmurno, także do Muzeum Świerka docieramy przemoczeni i zmarznięci. Potem z przygodami do Katowic komunikacją zastępczą ze Zwardonia do Soli i następnie czeskim składem z ogrzewaniem do Katowic. Tu Polski Bus i 4:30 Warszawa. Prysznic, kimka 1,5 h i do pracy.
Warto było !!!
Ziutek i Ginia