Norwegia Poldolotem (2002)

Cześć!

Przeżyliśmy, wróciliśmy, Poldolot się nie zepsuł, choć przejechaliśmy 6000 km i ukręciłem wlew do autogazu, więc ostatnie 2500 km trzeba było jechać na benzynie.

Przez 10 nocy było widno (w rejonie Lofotów za kołem polarnym) tj. był szczątkowy dzień polarny, na tyle by nie trzeba było używać latarki i by dało się poczytać książką bądź obejrzeć mapę pomiędzy godz. 24 a 1 w nocy. Potem zjechaliśmy na południe w rejon koła polarnego i tu niespodzianka - w trakcie pierwszej ciemnej nocy od 23.00 do 0.30 gapiliśmy się w niebo, bo była zorza polarna. Zrobiliśmy kilka trekkingów, z czego najlepszy na czapę lodową Svartisen, gdzie od poziomu morza weszliśmy na 1100 m n.p.m. by pospacerować po bezkresnej czapie lodowej w rakach. Widzieliśmy jednego renifera i 3 kościoły drewniane typu stav z ok. 1150 - 1200 roku. Zrobiliśmy 12 czy 15 filmów (zgubiłem rachubę) Przez 1 dzień lał deszcz, przez 5 dni było pochmurniasto i zdarzały się przelotne deszcze, przez 10 dni pogoda była dobra. Zrobiliśmy trasę:

  • Karlskorna
  • Sztokholm
  • Kiruna
  • Narwik
  • Vesteralen
  • Lofoty
  • lodowiec Svartisen
  • Trondheim
  • Droga Trolli
  • lodowiec Nigardsbree
  • kościoły stav w Borgund i Lomen
  • Oslo
  • Karlskrona

czyli dokładnie tak jak planowaliśmy. Do Warszawy dotarliśmy dzisiaj o 2 w nocy.

Pozdrawiam Jurek Maronowski